Piotr Gursztyn
W niedawnych jeszcze czasach tabloidy wyznawały regułę „trzech panów P”. Czyli zasadę, że owa trójka – prezydent, premier, prymas – jest poza krytyką. Psy można wieszać i szurać niczym szmatą ministrów, biskupów, wicepremierów, ale nie tę trójkę. Dziś mamy już tylko zasadę „dwóch panów P”.
Z trójki wypadł premier. Konkretnie Donald Tusk. Jedno z lipcowych badań prasy wskazało, że był jednym z głównych antybohaterów „Superexpressu”. W mniejszym stopniu też „Faktu”. Czyli prawie każdego dnia kilkaset tysięcy ludzi dowiadywało się o tym, jak podły jest Tusk i jak wielkie szkody wyczynia Polsce. A jeszcze kilka miesięcy temu ci sami ludzie czytali podpisy pod sympatycznymi zdjęciami, na których było widać ubranego na sportowo dziadka Donalda zabawiającego się z wnuczkiem Mikołajem.
„Sweet-focie” się skończyły. Bo ludzie wolą teraz oglądać inne wizerunki Tuska. Te, które przygotowali protestujący przed Sejmem przedstawiciele służby mundurowych. To zdjęcia dobrane z maksimum nieżyczliwości, gdzie premier po prostu źle wypada. Podretuszowane i podpisane „Czy te oczy mogły kłamać?”. Gdyby takie zdjęcia przynieśli ze sobą górnicy czy rolnicy, to tematu by nie było. Przynieśli je ze sobą policjanci i strażacy – rzec by można bezpośredni podwładni pana premiera. Jeszcze jakiś czasu temu rzecz nie do pomyślenia. Teraz jak najbardziej, bo nie dość, że Tusk zaczął być – tak zwyczajnie po ludzku – nielubiany, to też nikt się go nie boi. Zaczyna być traktowany jako gracz schodzący ze sceny.
Dlatego błędem o poważnych konsekwencjach był przeciek o możliwości powołania Hanny Gronkiewicz-Waltz na komisarza w Warszawie. Można oczywiście to tłumaczyć tym, że był to balon próbny, i że było potem dementi. Tuskowi by to uszło na sucho może rok, może dwa lata temu. Opinia publiczna uznałaby to za imponującą brawurę kogoś silnego, kto nie boi się ryzyka i potrafi innym narzucić swoją wolę. Dziś zostało to odebrane – także przez życzliwych – jako arogancja. Albo błąd – a nikt przecież nie chce iść za kimś, kto popełnia takie pomyłki. Opozycja długo i głośno będzie przedstawiała to zdarzenie jako przykład bezczelności władzy. Także spora część mediów – czego przykładem może być dramatyczny tytuł z „Superaka” zarzucający Tuskowi lekceważenie zasad demokracji.
Obecny premier jest politykiem doświadczonym, wręcz przebiegłym. Dlaczego popełnił ten błąd? Albo przecenia swoje siły, co słychać czasem w jego wystąpieniach. Albo nie wie, co dzieje się poza jego Kancelarią. O tym też słychać, zwłaszcza z ust posłów PO słusznie urażonych tym, że rząd niczego z nimi nie konsultuje. W obu przypadkach przyczyn należy szukać w pysze, czyli uczuciu, które kroczy tuż przed upadkiem.