Lisicki o Jażdżewskim: Człowiek, któremu nie należy podawać ręki

Lisicki o Jażdżewskim: Człowiek, któremu nie należy podawać ręki

Dodano: 
Paweł Lisicki, red. naczelny „Do Rzeczy”
Paweł Lisicki, red. naczelny „Do Rzeczy” Źródło: PAP / Arek Markowicz
– W oczy rzucają się dwie rzeczy: po pierwsze treść wystąpienia pana Jażdżewskiego, a po drugie reakcje na to wystąpienie – mówi redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki, odnosząc się do antyklerykalnego przemówienia Leszka Jażdżewskiego, redaktora naczelnego "Liberte". Jego wystąpienie poprzedziło wykład Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim.

– Jeśli chodzi o treść, szczerze mówiąc trudno mi sobie wyobrazić coś równie obrzydliwego i głupiego. Mamy 3 maja, Święto Maryi Królowej Polski, święto jak wiadomo dla wielu Polaków niezwykle ważne. A człowiek w publicznym miejscu porównuje Kościół do tarzającej się w błocie świni. Ja bardzo rzadko używam mocnych słów, ale powiem, że to jest zachowanie szczeniackie i chamskie. Ktoś taki to jest człowiek, któremu nie należy podawać ręki – mówi Paweł Lisicki. Redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" zaznacza: – Jest też drugi aspekt: patrząc po sali, widziałem tam ludzi zadowolonych i uśmiechniętych. Niezależnie od tego, jak się ocenia działalność polskiego Kościoła, jednak takie elementarne przywiązanie do Kościoła jako dziedzictwa i tradycji zawsze było czymś, co Polaków łączyło. Jeśli ktoś im napluł w twarz, a oni się uśmiechają i uradowani biją brawo, to najlepiej świadczy o ludziach, którzy tego słuchali i w żaden sposób nie reagowali.

Paweł Lisicki pytany, czy redaktor naczelny "Liberte" powiedział to, czego nie wypada powiedzieć szefowi Rady Europejskiej, mówi: – Na pewno jest tak, że Tusk próbuje grać na różnych instrumentach. Element taniego antyklerykalizmu jest przez niego wykorzystywany. Tusk nie chce wprost pewnych rzeczy mówić, ale próbuje to rozgrywać politycznie. Gdybym ja był na miejscu Donalda Tuska i był człowiekiem, który przynaje się do polskości, to po takim wystąpieniu albo sam bym nie wystąpił albo publicznie odciąłbym się od tego, co powiedział przede mną pan Jażdżewski. To jest wystąpienie, które idealnie pasuje do "Faktów i mitów" lub Jerzego Urbana. Pan Jażdżewski mógłby się świetnie zrealizować w IV oddziale SB.

Według redaktora naczelnego tygodnika "Do Rzeczy", wystąpienie Leszka Jażdżewskiego było obliczone na konkretny zysk polityczny. – Takie wystąpienia są wcześniej przygotowane. Tutaj ten element polityczny, użycie podłego języka, aby wywołać skandal, myślę, że było celowo zaplanowane. Jażdżewski uznał, że trzeba powiedzieć coś na tyle obrzydliwego, żeby zwrócić na siebie uwagę tak, aby ci, którzy dotychczas szukali w innych antyklerykałach swoich obrońców, zwrócili się do Donalda Tuska. Na sali był ks. Kazimierz Sowa. Rozumiem, że on się czuje jak element tej świni tarzanej w błocie. Nie bardzo wiem, jak ktoś, kto przynajmniej formalnie przyznaje się cały czas do kapłaństwa, mógł coś takiego znieść spokojnie – stwierdza publicysta.

Czytaj też:
Polityk PO: Jażdżewski nie mówił w imieniu Donalda Tuska

Paweł Lisicki uważa, że głos w sprawie powinien zabrać rektor Uniwersytetu Warszawskiego. – To było wystąpienie publiczne na UW. Moim zdaniem w sytuacji, w której tego typu rzeczy publicznie padają na spotkaniu organizowanym przez rektora, jego psim obowiązkiem jest reagować. Jeśli rektor nic nie robi, to znaczy, że rektor zgadza się z tego typu zachowaniami albo je co najmniej toleruje. To nie ma nic wspólnego z debatą publiczną, tylko z obrzucaniem błotem. To jest pierwsza osoba, która powinna zareagować. Chociaż oczywiście wszyscy obecni na sali łącznie z Donaldem Tuskiem powinni coś zrobić. Jeśli niczego nie zrobi ta rzekomo istniejąca w Koalicji Europejskiej "prawa strona", będzie to kolejnym potwierdzeniem, że KE to tylko wydmuszka –argumentuje.

Czytaj też:
Kapłani oburzeni: Antyklerykalny "support" przed wykładem Tuska, na sali ks. Sowa

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także