Zychowicz: AK miała inne priorytety niż pomoc Polakom na Wołyniu

Zychowicz: AK miała inne priorytety niż pomoc Polakom na Wołyniu

Dodano: 
Piotr Zychowicz
Piotr Zychowicz Źródło: PAP / Andrzej Rybczyński
„Za śmierć Polaków na Wołyniu odpowiada UPA i Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Armia Krajowa odpowiada za coś innego – za to, że na Wołyniu nie powstały zawczasu jakieś oddziały partyzanckie polskie, które mogłyby tym Polakom pomóc i ich obronić przed napastnikami” – mówił w poranku „Siódma 9” Piotr Zychowicz, redaktor naczelny „Historia Do Rzeczy” i autor książki "Wołyń zdradzony".

W ocenie Zychowicza, sygnałów mówiących o tym, że ludność Wołynia jest zagrożona przez UPA było mnóstwo. – Archiwalne dokumenty nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że od końca ‘42 r. komenda główna była wręcz bombardowana alarmującymi depeszami mówiącymi o tym, że jest straszliwe zagrożenie dla Polaków na Wołyniu ze strony banderowców. (…) Niestety wszystkie te raporty trafiały do kosza, a AK nie zrobiła nic – przekonywał.

Redaktor naczelny "Historia Do Rzeczy" tłumaczył, że Armia Krajowa uwazała raporty za objawy panikarstwa. Myślano też - wskazywał Zychowicz - że z banderowcami da się dogadać. – Uważam, że to było skrajną naiwnością, ponieważ nie można było osiągnąć kompromisu z organizacją taką jak UPA – dodał.

„Moim zdaniem nie trzeba było gadać, tylko trzeba było działać. Trzeba było się uzbroić po zęby, szykować się do rozprawy tak, żeby w momencie «krwawej niedzieli», kiedy banderowcy przystąpili do generalnej rozprawy z Polakami, w terenie były oddziały partyzanckie. Niestety to było niemożliwe z tego powodu, że AK – i to jest najważniejszy problem – miała inne priorytety, czyli walkę z Niemcami. Była to organizacja antyniemiecka, która uważała niesłusznie, że Polacy mają tylko jednego wroga, czyli Niemców, bo patrzyła na wszystko z perspektywy warszawskiej specyfiki. Kierownictwo AK nie rozumiało specyfiki wołyńskiej i wszystkie wysiłki skupiało na przygotowaniu się do powstania, które zostało zrealizowane w końcu w ‘44 r. jako akcja «Burza». Tak długo odwlekała to, aż było za późno. Kiedy w końcu już nie można było chować głowy w piasek i oni zorganizowali te oddziały partyzanckie, to był dramat, bo rozkaz o stworzeniu oddziałów partyzanckich na Wołyniu został wydany 20 lipca ‘43 r., 9 dni po apogeum rzezi. Zanim weszli w pole i udało im się zorganizować, minęły kolejne tygodnie. Za późno. W momencie, kiedy AK stworzyła oddziały partyzanckie, zdecydowana część ofiar ludobójstwa na Wołyniu już dawno zginęła, nie doczekawszy się odsieczy – mówił publicysta.

Zychowicz wskazywał, że mordy dokonane na Polakach nie były spontanicznym chłopskim buntem, ale zorganizowaną akcją. Podkreślał, że "od samego początku kierownictwo OUN, UPA chciało upozorować tę zaplanowaną z zimną krwią czystkę etniczną na Polakach, nadać jej kamuflaż spontanicznej chłopskiej rebelii, takiego wystąpienia w stylu rzezi Chmielnickiego, że uciśnieni chłopi ukraińscy rzucają się na swoich krwiopijców, panów polskich". – Dlatego zdecydowano, że wciągnie się do tego dzieła mordu te masy chłopskie, rzuci się tych ludzi z narzędziami rolniczymi przeciwko Polakom i dzięki temu się powie: «To nie my, to były tylko lokalne wystąpienia ludności doprowadzanej do wściekłości przez Polaków. My nie mamy z tym nic wspólnego», ale cel oczywiście zostałby osiągnięty w postaci zniknięcia Polaków z Wołynia. (…) To była zaplanowana z zimną krwią czystka etniczna, której nadano kamuflaż w postaci chłopskich wystąpień – tłumacztł.

Źródło: siodma9.pl
Czytaj także