Jarosław Kaczyński i jego współpracownicy samo wejście do Sejmu drugiego, bardziej radykalnego ugrupowania prawicowego zdają się uważać za naruszenie właściwego porządku rzeczy i omalże zniewagę. Przez wiele lat polityczną doktryną Komendanta było pilnowanie, by na prawo od PiS nie było niczego, lwią część swej aktywności przed rokiem 2003 poświęcił on na zniszczenie konkurencji do rządu dusz nad katolicko- -patriotyczną częścią Polski, w szczególności wpływowego w latach 90. ZChN oraz, bliżej współczesności, Giertychowskiej LPR. I oto spacyfikowana już, wydawało się, formacja „narodowego katolicyzmu” zmartwychwstała mu jako Ruch Narodowy Winnickiego i Bosaka. W dodatku w sojuszu z orientacją wolnorynkową, nawet z lekka libertariańską, której Kaczyński, ukształtowany w podziwie do de Gaulle’a, Adenauera i „społecznej gospodarki rynkowej”, nigdy nie rozumiał i nie cenił.
Czytaj też:
Pokusa radykalizmu. Konfederacja na rozdrożu
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.