Wyborcze wyniki Konfederacji i PSL skłaniają do refleksji. Czy PiS i PO potrafią wyciągnąć wnioski z sukcesu mniejszych partii?
Przyszłość polskiej sceny politycznej zależy od tego, który z jej liderów właściwie zrozumie lekcję, jakiej udzielili im wyborcy w głosowaniu do parlamentu. Na razie każdy próbuje wynik wyborów przedstawić jako potwierdzenie, że dotychczasowa strategia była słuszna i przyniosła sukces.

Cały artykuł dostępny jest w 49/2019
wydaniu tygodnika „Do Rzeczy”
Zamów w prenumeracie
lub w wersji elektronicznej:
/ dcy
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze
Ludzie od dawna są skołowani niczym ten kargulowy "chłop sanacyjny". Bo czym właściwie różnią się te duże czy mniejsze partie?
Otóż NICZYM
Nawet antysystemowy Kukiz dał się złapać na lep "inności" partii pozaparlamentarnych.
Kiedy wprowadził je do Sejmu okazało się bardzo szybko, że wprowadził to, czego tak bardzo chciał się z życia politycznego pozbyć. Po drodze, niczym jakaś Grupa Inicjatywna PPR, chciał jeszcze stworzyć kolejną partię. Na koniec wsiąkł bez reszty w system, w zamian za nic nie kosztującą zSL obietnicę, wspierania jego postulatów, w wypadku gdyby kiedyś doszli do wladzy.
30 lat PRL-bis dowodzą jednego.
Małe partie stają się dużymi, a duże małymi, bo w Polsce partie zużywają się jak samochody. Politycy przesiadają się z jednej do drugiej i jadą dalej, bo w systemie, w którym to partia tworzy listy wyborcze, a rzekomy "suweren" może zagłosować co najwyżej na wybraną listę i tak nic się nie może zmienić.
Mimo to wyborcy z uporem maniaka wciąż walą głową w mur, głosując. Mają nadzieję, że tym razem będzie inaczej, bo to już inna partia i inna lista.