Marcin Kulasek jest jednym z posłów, którzy w rozmowie z Interią narzekają na warunki w Domu Poselskim. Polityk SLD jest parlamentarzystą po raz pierwszy i nie kryje rozczarowania miejscem, w którym przyszło mu mieszkań podczas pracy w stolicy. – Meble pamiętają późnego Gierka, jest ciasno. Część ma wyremontowane łazienki z prysznicem, część wciąż dysponuje starymi wannami – mówi portalowi.
Do plusów hotelu poselskiego na pewno można zaliczyć bliskość Sejmu. Do dyspozycji polityków są także bar, basen, sauna, siłownia oraz kaplica. Kulasek narzeka jednak na brak aneksów kuchennych, które jak podkreśla, znacząco obciążają budżet poselski. Poseł SLD przyznaje, że pokoju może sobie zrobić jedynie herbatę. Zrobienie jakiegokolwiek jedzenia nie wchodzi w grę, więc musi stołować się na mieście.
– To są wszystko koszty. Gdybym chciał sobie zrobić śniadanie, to mam to utrudnione. Nie mogę sobie ani podgrzać parówki, ani usmażyć jajecznicy, bo nie ma gdzie – żali się sekretarz generalny SLD. – Proponuję spróbować się utrzymać w Warszawie za 6,5 tys. zł na rękę, plus dieta 2,5 tys. zł – dodaje.
Czytaj też:
Tuskowi puściły nerwy po pytaniu dziennikarki TVP: Mam odruch obrzydzenia