Zandberg w obronie brata Jakiego. "Media się cieszą"

Zandberg w obronie brata Jakiego. "Media się cieszą"

Dodano: 
Lider partii Razem Adrian Zandberg
Lider partii Razem Adrian Zandberg Źródło: PAP / Marcin Obara
Lider partii Razem Adrian Zandberg stanął w obronie brata Patryka Jakiego. "Wsadzanie do więzienia za trawkę miało zlikwidować problem narkomanii. Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło. Pozostały za to głupie przepisy i tysiące ludzi, którym zafundowano wpis do akt: 'przestępca'" – podkreśla polityk.

W ubiegłym tygodniu media poinformowały o zatrzymaniu przez policję brata znanego polityka Solidarnej Polski. Mężczyzna miał mieć przy sobie narkotyki. Szybko okazało się, że chodzi o brata byłego wiceministra sprawiedliwości, obecnie europosła Patryka Jakiego. – Mam z nim niewielki kontakt. Mój brat jest dorosły i bierze odpowiedzialność za to, co robi – skomentował w rozmowie z „Faktem” Jaki. – Został potraktowany tak każdy. Nie popieram nawet małej ilości marihuany, którą miał mieć przy sobie. Nawet jeśli wiem, że w wielu państwach to nie jest karane. Jedyne odstępstwo powinno dotyczyć celów medycznych – dodał polityk.

Czytaj też:
WP: Brat Jakiego zatrzymany. Oprócz marihuany policja znalazła coś jeszcze

Głos w sprawie zabrał także lider partii Razem Adrian Zandberg. "Policja zatrzymuje młodego chłopaka. Ten ma w kieszeni skręta z marihuany, więc trafia do prokuratora. Ta historia jest tak powszednia, że pewnie relacjonowałyby ją tylko lokalne portale. Tym razem jednak ofiarą durnych przepisów padł nie jakiś anonimowy blokers, tylko brat Patryka Jakiego. Media, zwłaszcza te z drugiej strony barykady, cieszą się z kłopotów w rodzinie b. wiceministra sprawiedliwości. A może lepiej zadać pytanie: dlaczego właściwie Polska miałaby wsadzać Filipa J. za kratki?" – pyta.

Zandberg pisze, że przed laty obowiązywała w Polsce "rozsądna" ustawa o zapobieganiu narkomanii, którą przyjęto jeszcze w PRL-u. Polityk wskazuje, że prawo to zakładało, że "policja ma ważniejsze zadania, niż robić obławy na studenckich imprezach".

"Niestety, wzbudzanie paniki to bardzo skutecznie narzędzie zdobywania głosów. Dziś prawica straszy gejami, dwadzieścia lat temu straszyła marihuaną. Skutecznie. W 2000 r. prawo zostało zaostrzone. Panikę moralną nakręcił wtedy sztab wyborczy kandydata prawicy na prezydenta. Na ironię zakrawał fakt, że – jak donosili dziennikarze – w tymże sztabie można było wtedy wyczuć ten sam zapach, który pod rządami PiS unosi się na korytarzach TVP. Zakłamania polska prawica nie nauczyła się wczoraj" – czytamy.

Lider partii Razem podkreśla, że państwo powinno przeciwdziałać uzależnieniom. "Kraje, które robią to skutecznie, zajmują się jednak redukcją szkód, a nie ściganiem za skręta w kieszeni. Powinniśmy w końcu wziąć z nich przykład" – uważa polityk.

Czytaj też:
"Niech nie ściemnia. Był pomyłką". Ks. Isakowicz-Zaleski ostro o byłym ambasadorze
Czytaj też:
"Wydało się", "ta pani chce do PiS-u". Kolejna wpadka Kidawy-Błońskiej

Źródło: se.pl
Czytaj także