Książka "365 dni" to powieść erotyczna autorstwa Blanki Lipińskiego, której ekranizacja właśnie weszła do kin. W rozmowie z autorką, dziennikarka „Wprost” zapytała Lipińską o scenę rozpoczynającą książkę. – Film też zaczyna się od sceny gwałtu, jak książka „365 dni”? – pyta dziennikarka.
– Ja tam żadnego gwałtu nie widzę, chociaż szukałam wnikliwie – odpowiedziała Lipińska. – Stewardesa zostaje zmuszona do seksu oralnego. To gwałt – tłumaczy pisarce dziennikarka.
– Dla jednych kobiet to jest gwałt, feministki bardzo głośno krzyczały na ten temat. Dla innych kobiet to bardzo fajny seks oralny – stwierdziła w odpowiedzi Lipińska.
Kiedy dziennikarka stwierdza, że w jej opinii to feministki, krytykujące promowanie gwałtu, mają rację, niezrażona autorka „365 dni” odpowiada: „I bardzo dobrze, każdy ma, jak lubi i chce. Ale to, co mówisz, świadczy też, że nie wyłapałaś, że moja stewardesa podrywała go, prowokowała. Miała tylko pecha, bo spodziewała się, że to będzie romantyczny stosunek, a dostała dominanta".
– Stąd płynie ważna nauka: uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać, ale nie w takiej formie, o jaką prosiłaś albo na jaką jesteś gotowa. Poza tym ostatnio czytałam o badaniach amerykańskiego psychologa Justina Lehmillera, z których wynika, że 61 proc. kobiet fantazjuje o seksie, na który nie wyraziły zgody – dodaje pisarka.
W dalszej części rozmowy Lipińska podkreśla, że po opublikowaniu zwiastunu filmu, kobiety z całego świata zaczęły pisać do twórców "365" chwaląc fabułę i głównego bohatera. – To pokazuje, że kobietom na całym świecie brakuje tego samego: męskich mężczyzn – tłumaczy Lipińska.
– Twój bohater jest bardzo męski. Gwałci stewardesę, więzi kobietę – miłość życia. Normalnie facet marzenie – odpowiada dziennikarka.
– Ty ciągle o tym gwałcie. Jeśli mam być szczera, temat jest już tak przewałkowany, że aż nudny – kończy temat pisarka.