– Z oficjalnych danych wynika, że zebraliśmy 60 tys. (podpisów – red.), natomiast być może tych podpisów jest znacznie, znacznie więcej. Widząc tę niesamowitą energię, którą widzimy wszędzie, również tutaj na Podhalu, gdzie te podpisy zbiera się w bardzo wielu miejscach, wydaje się, że tych podpisów będzie więcej – mówił Trzaskowski w sobotę w Zakopanem.
Kandydat PO stwierdził, że zbieranie podpisów stwarza także możliwość "zamanifestowania swojego sprzeciwu". – Bardzo wiele osób, choćby w Myślenicach, czy w Wieliczce mówiło mi, że dzięki temu, że się podpisują, dzięki temu, że namawiają znajomych do zbierania podpisów również mogą zademonstrować, że mają dość tego wszystkiego, co się w Polsce dzieje. I też czuje się taką niesamowitą więź z ludźmi. Ja bardzo dawno nie widziałem tylu ludzi uśmiechniętych, tylu ludzi, którzy mają takie poczucie, że naprawdę jest szansa na zmianę – powiedział Trzaskowski.
Jego zdaniem możliwość zbierania podpisów daje szansę na odbudowanie wspólnoty. – Wszyscy mi mówią, że pojawiają się ludzie, którzy chcą złożyć swój podpis, których nie było przez 15 lat w tym naszym wspólnym życiu społecznym, którzy się nie angażowali, którzy byli gdzieś z boku. A dzisiaj wszyscy chcą partycypować w życiu społecznym. I to też w pewnym sensie jest wielkie zwycięstwo, że udaje się ludzi pobudzić do działania – przekonywał.
Tymczasem poseł Platformy Obywatelskiej Arkadiusz Myrcha poinformował, że w Warszawie uruchomiono licznik mobilizacji, który na bieżąco będzie pokazywał liczbę podpisów pod kandydaturą Trzaskowskiego. Według Myrchy zebrano ich już 70 tys.
W ubiegłym tygodniu marszałek Sejmu Elżbieta Witek zarządziła wybory prezydenckie na niedzielę 28 czerwca. Sztab Rafała Trzaskowskiego ma czas do 10 czerwca, żeby zebrać 100 tys. podpisów potrzebnych do rejestracji kandydata.