Po balu, czyli jak ugotować żabę

Po balu, czyli jak ugotować żabę

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / NYEIN CHAN NAING
29 czerwca, dzień 118. Wpis nr 107 || 77. dzień czekania na pieniądze od Trzaskowskiego.

Bardzo często zastanawiam się w jakiej żyjemy rzeczywistości. Jestem już na tyle wiekowy, że widziałem w swoim życiu wiele zmian historycznych, wręcz epokowych, ale najbardziej – jako filologa – fascynowały mnie zmiany znaczeń, które powodowały kompletne odwrócenie się opinii publicznej o 180 stopni w stosunku do czegoś wcześniej uznawanego za pewnik. Pisałem już o tym na przykładzie słowa „Murzyn”, ale ten tekst miał raczej taktyczne uzasadnienie. Według mnie wszelkie zmiany społeczno-polityczne zaczynają się od zmian… słów, a właściwie ich znaczeń. Stare definicje podlegają dekonstrukcji, w ślad za tym zmieniają się poglądy na te same sprawy, ale ostatnio cały ten proces wydaje się być coraz mniej obiektywny. Kiedyś byłem przekonany, że to się robi ot tak, niepostrzeżenie, ale spontanicznie, zaś skala nadaje zmianom waloru obiektywizmu. Dziś już tak nie uważam – wydaje mi się, że kompletne „umediowienie” dzisiejszego społeczeństwa pozwala zarządzać tym procesem.

Są różne jego opisy, ja do tej pory najbardziej lubiłem ten o żabie, która jak się ją gotuje powoli w akwarium, to ta nawet nie zauważy, że jest już ugotowana, byleby postępować ostrożnie i bez gwałtownych skoków temperatury. Bo gdyby odwrotnie – wrzucić ją od razu do wrzątku, to – nawet instynktownie – może wyskoczyć. To porównanie działa w każdą ze stron politycznego sporu Polaków. Słyszałem je i z ust liberalnych, które wytykały PiS-owi, że powolutku temperaturę podnosi i lud nawet się już nie orientuje, że jest ugotowany coraz bardziej natarczywą dyktaturką. Słyszałem o żabie też z ust konserwatywnych, że właśnie to jest technika lewackiego pochodu zmiany znaczeń, czyli zmian świata. (Ja starałem się to rozwinąć w analizie „fałszywych sylogizmów„, gdzie próbowałem wyłapać moment „przeskoku” znaczeniowego, którego konsekwencje prowadziły do odwrócenia dotychczas pewnych pewników).

Z rok temu wpadła mi w ręce koncepcja „okna Overtona” i dopiero niedawno wróciła do mnie jako pewien klucz do rozczytania podskórnych i niewidocznych procesów, których efekty w sensie zmiany społecznej są coraz częściej zaskakujące. Jak to się dzieje, że dotychczas uznawane za najbardziej nieakceptowalne zachowania czy opinie znajdują z czasem akceptację tych, którzy byli niedawno im przeciwni? Proces ten wyjaśnia właśnie koncepcja Overtona, bo pokazuje algorytm zmiany w małych kroczkach, wręcz tip-topkach, które wprowadzając subtelne „zmianki” nakierowują zmianę społeczną na pożądaną ścieżkę, a właściwie – lejek, z którego nie ma wyjścia. Mało tego – pacjent nie wie, że jest operowany. Zauważa już tylko (albo i nie), że zoperowany został, ale – na drodze racjonalizacji swoich przekonań – znajduje dla nich uzasadnienie, choćby były na Antypodach jego jeszcze wczoraj poglądów odwrotnych.

Overton unikał „upolitycznienia” swojej koncepcji, odnosił ją po równo do każdej z politycznych opcji, słusznie uważając, że ma ona charakter uniwersalny. Rozkładając ją na czynniki pierwsze, czyli poszczególne „kroczki” natrafiłem na pouczający przykład przepuszczenia przez „okno Overtona” zmiany społecznej na przykładzie przejścia od odrzucenia do akceptacji pojęcia… kanibalizmu. Każdy z nas może sobie tu podstawić swoje ulubione pojęcie, którego karierę zmiany znaczeń ostatnio zauważył. Model ten działa, gdyby w miejsce naszego „kanibalizmu” podstawić np. LGBT, faszyzm, gender, czarną supremację, tolerancję represywną, pedofilię czy zoofilię. My, razem z autorem tej wprawki, zrobimy kroczki Overtona na przykładzie ludożerstwa. To dobry start, bo wydaje nam się, że nie ma możliwości uzyskania akceptacji kanibalizmu, ale zobaczymy poniżej, że tak się nam tylko wydaje, bo… nikt się za to (jeszcze!) nie zabrał.

Krok pierwszy

Przejście od czegoś „nie do pomyślenia” do kategorii „zachowań ekstremalnych”. Tu opinia publiczna jest wciąż oburzona kanibalizmem i jest on odrzucany jako nieakceptowalny. Ale zaczynamy się (głownie naukowcy) zajmować ludożerstwem jako takim, czyli – jak jedzą, czemu jedzą, z czego to wynika, że jedzą, bo przecież trzeba to jakoś obiektywnie i naukowo wyjaśnić.

Drugi etap

Przejście od zachowań ekstremalnych do tolerancji. Mamy już osiągnięte w etapie pierwszym „unaukowienie” problemu, a więc… wytłumaczenie dlaczego jedzą, a przecież nie nam oceniać czy to złe czy dobre, skoro da się to uzasadnić innymi warunkami społecznymi czy kulturowymi. Tu już pojawiają się pierwsze oznaki ścigania wątpiących w atrakcyjność modelu ludożerstwa, bo przecież ma ono osiągnięte w etapie pierwszym podstawy naukowe, a kto się sprzeciwia obiektywnym wyrokom nauki ten ląduje na obrzeżach przeznaczonych dla obskurantów i płaskoziemców. Jeszcze nie musimy na tym etapie akceptować ludożerstwa, ale musimy je tolerować, to znaczy ma nam ono nie przeszkadzać w przestrzeni publicznej, bo nie dorośliśmy (jeszcze) do tego etapu (zasada: nie znasz – nie oceniaj). Tu najczęściej pojawiają się przykłady jakiegoś Johnego, który na jakimś odludziu kiedyś żywił się mięsem swych słabszych towarzyszy i sobie nawet chwalił. Na tym etapie „nazwa [kanibalizm] może zmienić się w coś takiego jak np. antropofagia. Krok po kroku publiczne media sprawiają, że jedzenie ludzkiego mięsa staje się zachowaniem akceptowalnym. Niedługo później może nawet stać się modą lub czymś godnym szacunku”.

Krok trzeci

Kanibalizm staje się powszechnym zwyczajem, czymś sensownym, nawet wchodzi do prawodawstwa. Ganianie przeciwników się nasila, na tym etapie za pomocą „większości”, która już zrozumiała zalety kanibalizmu i piętnuje odszczepieńców. Przykłady zalet ludożerstwa, zaczerpnięte z historii ludzkości pokazują, że przecież „żył on z nami” od wieków i tylko jakiś ciemniak może to wypierać.

Krok czwarty

Kanibalizm – od sensownego do czegoś popularnego. Ludożerstwo staje się ulubionym tematem rozmów i seriali telewizyjnych, zawsze w pozytywnym kontekście. Tu już nie wystarczy nam Johny-ludożerca, teraz odnajdujemy w historii – bez względu na to czy to prawda, czy nie – przykłady znanych osobistości i ich „otwartego” stosunku do kanibalizmu.

Etap piąty (ostateczny)

Pora przejść od popularnego poglądu do jego wyrażania na poziomie politycznym. Ludożercy organizują się oddolnie w obronie – akceptowalnych już przecież społecznie – praw i szukają swej reprezentacji politycznej, kształtującej scenę polityczną i prawodawstwo. Zaludniają instytucje publiczne i państwowe.

No i jak? Przypomina to coś Państwu? Mi jako żywo. Te pięć kroków Overtona, to pięć kreseczek na potencjometrze grzałki w akwarium z żabą.

Ostatnio – w ramach przedwyborczo wywołanego tematu LGBT – wpadła mi w ręce analiza tego zjawiska wykorzystująca (chyba podświadomie) „okno Overtona”. Odnosiła się ona do jałowości sporu pt. „Czy LGBT to ludzie czy ideologia”. Oczywiście, że jest i tym, i tym, ale autorka tekstu odwołuje się do manifestu guru tego ruchu, który po pierwsze ideologizuje całą kwestię, a po drugie – jest ten manifest łopatologiczną instrukcją jak (niepostrzeżenie overtonowsko) podgrzać wodę, żeby heteroseksualna żaba się nie zorientowała. Mowa tu o Marshallu Kirk’u, autorze książki „Po balu. Jak w latach 90. Ameryka pokona swój strach i nienawiść wobec gejów”, wydanej w 1989 roku w Stanach. Tam wszystko jest czarno na białym. Ba, strategie te są po latach np. powtórzone w dokumencie opracowanym przez polskie stowarzyszenie „Miłość Nie Wyklucza„, czyli w raporcie „Strategia wprowadzenia równości małżeńskiej w Polsce na lata 2016-2025„. Niech sobie każdy pisze co chce, ale ja bym chciał, aby żaba choć wiedziała według jakich zasad będzie gotowana. Żeby potem nie było, że się nie wiedziało, albo, że już jest tak przyjemnie we… wrzątku. Jakie więc mamy etapy?

Etap pierwszy – oswajamy.

Wątki homoseksualne pojawiają się w dyskursie publicznym. W tym momencie jeszcze nie czas na propagandę. Mamy odnieść wrażenie, że sprawa jest różnie oceniana i ma swoich zwolenników. Tu już pojawić się mają równolegle wątki ataku na kościół katolicki jako ostoję zaściankowości w tym względzie. Najlepiej w sosie hipokryzji pedofilii pasterzy. I tu najważniejsze, o czym napisał Kirk: „Darujcie sobie przekonywanie mas, że homoseksualizm to coś dobrego. Ale jeśli tylko potraficie sprawić, by pomyślały, że to coś innego i wzruszyły ramionami, to właściwie już wygraliście bitwę o prawa”. Czyli – wystarczy tylko osiągnąć obojętność publiczności i reszta leci już sama, czyli

Etap drugi – mówią ofiary

Kirk zalecał, by nie pokazywać homoseksualistów jako agresywnych działaczy, walczących o swoje prawa. Znacznie skuteczniejsze jest manifestowanie niedoli, jakiej rzekomo doświadczają w heteroseksualnym społeczeństwie. Społeczne masy mają uwierzyć, że homoseksualizm jest wrodzony, a osoby LGBT nie ponoszą żadnej moralnej odpowiedzialności za swoje seksualne wybory.

Etap trzeci – od wyrzutów sumienia do walki o słuszną sprawę

Finalnym aktem kroku poprzedniego ma być skonfrontowanie dwóch wartości: prawa człowieka przeciwko wolności sumienia. Należy wmówić masom, że wyznawane przez nich wartości, ich prawo do wolności sumienia w rażący sposób naruszają prawa człowieka, o które walczą homoseksualiści. Dzięki staraniom ONZ, wszelkie prawa homoseksualistów zostały podpięte do praw człowieka, więc sfinalizowanie tego kroku staje się wyjątkowo proste. Teraz wystarczy wzbudzić pragnienie walki z dyskryminacją i otwiera się nowe zaplecze poparcia społecznego.

Etap czwarty – atrakcyjne przykłady ludzi sukcesu

„Afirmuj obecność osób LGBT w społeczeństwie i ich wkład w naukę oraz kulturę. Orientacja seksualna nie powinna być pokazywana jako najważniejsza cecha osoby, ale ważne jest, żeby wszyscy uczniowie i uczennice poznali pozytywne postacie, z którymi mogą się identyfikować”. (to cytat z podręcznika dla polskich nauczycieli pt. „Lekcja równości” wydanego przez Kampanię Przeciw Homofobii).

Etap piąty – pora na wrogów

Pisze Kirk: „Gdy spowszednieją już gejowskie reklamy, gdy masy oswoją się coming outami i wszechobecnością homoseksualistów, przychodzi czas na dalszy etap: rozprawienie się z tymi, którzy nie ulegli ideologicznemu naporowi. Tutaj nie ma już miękkiej gry. Mówiąc bez ogródek – trzeba ich zmieszać z błotem. Mamy przy tym dwojakie cele. Po pierwsze chcemy zastąpić pewną siebie homofobię ogółu wstydem i poczuciem winy. Po drugie chcemy sprawić, by wrogowie gejów wyglądali tak paskudnie, że przeciętny Amerykanin będzie chciał się od nich trzymać z daleka”.

I etap szósty, ostatni – gromadzimy fundusze

Tu Kirk wyraźnie nie docenił swojego środowiska. Po pierwsze by realizować swoje idee, głównie medialnie, choćby na początku – trzeba mieć WCZEŚNIEJ fundusze, a nie na ostatnim etapie. Dziś już widzimy, że kasę na tę działalność szczodrze dają największe korporacje. Ostatecznym etapem było to, kiedy Skittles, producent cukierków o słynnej tęczowej oprawie, zrezygnował z tęczy, gdyż to „nie jego kolory”, tylko społeczności LGBT i on prędzej poszarzy swoje opakowania, niż będzie używał tęczy w innej niż wyzwoleńczej sprawie. Teraz już nie trzeba płacić przekaziorom ani wynajdywać speców od wizerunku, którzy to PR-owsko sprzedadzą. Media pilnują się same. Nawet starają się antycypować przyszłe, ekstremizujące żądania. Jesteśmy w klinczu trzech mniejszości zapięci w kagańcu poprawności politycznej, osiągniętej powyższymi „kroczkami”. To święta trójca: gender, klasa i rasa. Kiedyś, za siermiężnego komunizmu była tylko „klasa”, teraz ratujemy wszystkich, bo każde społeczeństwo można podzielić według cech i zwyczajów seksualnych oraz rasy. I w tym podziale zawsze znaleźć gnębiących i gnębionych. A gnębiła zawsze – do tej pory – większość, więc walczymy z większością, bo to tylko ona stoi na przeszkodzie do dojścia do Nowego Wspaniałego Świata.

Dla zaciekawionych sprawą polecam ćwiczenie – w którym miejscu, w którym punkcie „kroków Kirk’a” jesteśmy obecnie? Co już udało się zrealizować? W których państwach? Przypominam, że według Kirk’a po naszym wzruszeniu ramionami jest już po herbacie i jedziemy po równi pochyłej…

Tak jak pisałem – te techniki można stosować do analizy sposobów wciskania dowolnej ideologii. Ja tu pokazałem je na przykładzie lewicowej ideologii (tak, tak) LGBT. No cóż – analiza działań współczesnej lewicy to jedno z moich bardziej frapujących zajęć. Po prostu lewica zachowuje się w tych Overtonach o wiele bardziej kompetentnie i cynicznie niż jej konserwatywni konkurenci. Jak pisałem w swojej książce: „Konserwatyści w mediach mają kłopot z manipulacyjnym charakterem współczesnych środków masowego przekazu w komunikacji, której dominującą treścią jest walka ideologii. Ich postulat pryncypialności wyklucza elastyczność w podchodzeniu do narracji. Złapany na manipulacji prawicowiec zachowuje się jak ministrant nakryty na popalaniu papierosa za zakrystią – czerwieni się i nie wie, co zrobić z rękami. Za to zarzucający mu manipulację liberalny hipokryta kopci w kościele jednego za drugim, niejednokrotnie odpalając od kadzidła”.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Czytaj też:
"Wyborca, który głosował na Bosaka czy Hołownię musi zadać sobie pytanie"

Czytaj też:
Ekspert: To jest największa zagadka przed drugą turą

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także