Jak Pana zdaniem powinna w tych wyborach zagłosować opcja postsolidarnościowa?
Przemysław Miśkiewicz: Opcja postsolidarnościowa nie ma wyjścia. Musi opowiedzieć się po stronie urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy.
Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że nie należy głosować na Rafała Trzaskowskiego. Po drugie, to Andrzej Duda uosabia wszystkie te ideały "Solidarności" sprzed lat.
Ale zwolennicy Trzaskowskiego także często powołują się na dawną "Solidarność"?
Tak, ale "Solidarność", którą ja pamiętam, to był ruch zdecydowanie propolski, prochrześcijański, choć byli w nim też ludzie niewierzący, czy przedstawiciele innych wyznań. To było działanie w myśl idei „jeden drugiego brzemiona noście”. I tym wartościom zdecydowanie bliższy jest dziś urzędujący prezydent. Są też dwa kluczowe powody, dla których nie możemy poprzeć Trzaskowskiego, ale Andrzeja Dudę.
Jakie?
Po pierwsze kwestia bieżącej polityki. Jeśli Trzaskowski wygra, to nawet jeśli rząd nie upadnie, czekają nas lata ogromnego chaosu. Nie będzie się działo nic pozytywnego, będzie tylko ostra rywalizacja polityczna rządu z prezydentem. I powolny upadek prawicy, jak za czasów Akcji Wyborczej Solidarność. Druga sprawa, to kwestie ideowe, wartości. Mamy wybór o charakterze cywilizacyjnym. Albo wybierzemy silną Polskę w Europie, albo odwrotnie – silną Europę w Polsce. Z jej LGBT, antywartościami. To zagrożenie jest naprawdę realne. Wybór między Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim jest prosty i sprowadza się do pytania o to, czy wolimy Marsz Niepodległości, czy marsze równości. Czy chcemy żyć w Polsce nowoczesnej, ale wiernej tradycyjnym wartościom, czy podległej zagranicznym dyktatom, rozmytej w laickiej poprawności politycznej.
Część konserwatystów uważa, że nie ma tu żadnego wyboru – tak naprawdę różnica między obydwoma kandydatami jest na tyle nieznaczna, że owszem, na Trzaskowskiego nie można głosować, jednak na Andrzeja Dudę także nie ma większego sensu?
To są naprawdę bardzo ważne wybory. Konieczna jest pełna mobilizacja. Wygrana Rafała Trzaskowskiego sprawi, że poglądy dziś głoszone przez Roberta Biedronia za kilkanaście lat staną się elementem programów partii prawicowych w Polsce. Dowodem tego jest to, co dzieje się na Zachodzie Europy.
Czytaj też:
Żona i córka wspierają prezydenta. "Ta kampania była trudna i brutalna"
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.