Damian Cygan: Jaka będzie druga kadencja Andrzeja Dudy? Czy prezydent będzie bardziej niezależny od PiS? A może wyborcy wcale tego od niego nie oczekują?
Piotr Trudnowski: W czasie pierwszej kadencji Andrzej Duda musiał nieustająco zastanawiać się nad tym, jak na jego działania zareagują, po pierwsze – opinia publiczna, w tym wyborcy PiS, a po drugie – Jarosław Kaczyński i partia. W drugiej kadencji prezydent będzie odpowiedzialny już tylko przed Bogiem i historią, bo nie musi oglądać się ani na proste emocje wyborcze, ani na to, czy partia będzie chciała wesprzeć jego kandydaturę. Taka sytuacja teoretycznie tworzy przestrzeń do tego, by w drugiej kadencji Andrzej Duda był bardziej niezależny. Nawet jeżeli będzie chciał podejmować jakieś inicjatywy nie do końca zbieżne z oczekiwaniami wyborców oraz Prawa i Sprawiedliwości, to teraz ma do tego dużo większą wolność. Spodziewam się, że to będzie jednak inna kadencja i że prezydent będzie starał się częściej wychodzić ponad partyjne minimum. Tak interpretuję przedwyborczą i powtórzoną w przemówieniu przed Zgromadzeniem Narodowym zapowiedź prezydenta o budowaniu koalicji polskich spraw. Moim zdaniem wokół tego hasła Andrzej Duda będzie chciał pokazać, że jest politycznym partnerem środowisk szerszych niż tylko Zjednoczona Prawica. Z drugiej strony wiadomo, że przy takim poziomie polaryzacji politycznej, jaką mamy w Polsce, trudno sobie wyobrazić, że Andrzej Duda nagle wejdzie w systemową, stałą konfrontację z Prawem i Sprawiedliwością. W większości przypadków raczej będzie dobrym partnerem obozu rządzącego. Nie jest żądną tajemnicą, że prezydent jest bliski PiS i podejrzewam, że większość działań i diagnoz tej partii ocenia pozytywnie. Niemniej należy spodziewać się, że Andrzej Duda będzie bardziej sprawczy niż dotychczas i będzie mocniej mówił o swoich oczekiwaniach. Warto też zwrócić uwagę, że pierwsza kadencja była dość reaktywna, bo prezydent włączał się w proces legislacyjny tak naprawdę dopiero w momencie, kiedy projekt trafiał na jego biurko. Moim zdaniem druga kadencja stwarza okazję do większego zaangażowania się Pałacu Prezydenckiego w proces stanowienia prawa, np. poprzez aktywny udział prezydenckich ministrów w posiedzeniach komisji, tal żeby prezydent uczestniczył w procesie opiniowania ustaw. Ale do tego potrzebne jest wzmocnienie ośrodka prezydenckiego. I właśnie to, czy w kancelarii Andrzeja Dudy pojawią się nowe osoby, powie nam bardzo wiele o drugiej kadencji.
Jak pan ocenia zachowanie opozycji na uroczystości zaprzysiężenia, zwłaszcza nieobecność liderów Koalicji Obywatelskiej, ale również byłych premierów i prezydentów?
Zdecydowanie krytycznie oceniam brak uczestnictwa zarówno wielu polityków opozycji, jak i byłych prezydentów czy byłych marszałków Sejmu. Oni powinni wziąć udział w tej uroczystości bez względu na to, co sądzą o prezydenturze Andrzeja Dudy. To jest kwestia legitymizacji urzędu prezydenta i tego, że takie działania podważają zaufanie obywateli do władzy. To nieodpowiedzialna polityka, szkodliwa dla jakości debaty publicznej i poziomu zaufania pomiędzy stronami politycznego sporu w Polsce. Natomiast pocieszające w tej sytuacji jest to, że kiedy opozycja proponuje taką mało odpowiedzialną, a wręcz antypaństwową postawę, większość Polaków patrzy na to z politowaniem i nie rozumie takiego działania. Polacy mają świadomość, że wybory prezydenckie były uczciwie i że ostatecznie wygrał ten, kto otrzymał więcej głosów, nawet jeśli jakieś elementy procesu wyborczego były nie do końca idealne, np. relacjonowanie kampanii przez media publiczne. Mimo że wynik wyborów jest demokratyczny, zachowanie opozycji pokazuje, jak ogromny problem mielibyśmy, gdyby wybory prezydenckie odbyły się w maju, kiedy te wątpliwości dotyczące procesu głosowania byłyby znacznie większe. Uważam, że wówczas opozycja działałaby w kierunku całkowitej delegitymizacji prezydenta, co pewnie spotkałoby się z dużym poparciem społecznym i mielibyśmy dzisiaj potężny kryzys. To też powinien być element refleksji nad tym, że przesunięcie terminu wyborów było dobrym rozwiązaniem. Inaczej pewnie bylibyśmy dzisiaj w sytuacji, kiedy tysiące ludzi protestowałyby na ulicach w czasie zaprzysiężenia prezydenta, mówiąc wprost, że uznają jego wybór za nielegalny i niedemokratyczny.
Jakie skutki przyniesie planowana na jesień rekonstrukcja rządu i odchudzenie administracji? Czy chodzi o obniżenie kosztów funkcjonowania władzy ze względu na kryzys gospodarczy wywołany pandemią koronawirusa?
Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że jakieś obniżenie kosztów funkcjonowania aparatu państwowego będzie konsekwencją tych zmian, ale nie będzie to zmiana kluczowa. Moim zdaniem planowana konsolidacja resortów nie przyniesie bardzo dużej redukcji liczby pracowników administracji centralnej, bo z faktu, że jakieś departamenty przejdą z mniejszych ministerstw do większych nie wynika jeszcze, że będziemy mieli do czynienia z odchudzeniem administracji. Zresztą chyba nie o to chodzi. Ja postrzegam ten proces przede wszystkim jako próbę podjęcia przez PiS walki ze zjawiskiem silosowości administracji publicznej i tym, że każdy z ministrów działa trochę we własnym kierunku, a potencjalne decyzje np. w sektorze energetycznym są uzależnione od trzech-czterech resortów, które reprezentują zupełnie różną linię. To jest olbrzymi problem w skutecznym zarządzaniu państwem i realizowaniu celów polityki publicznej. Podsumowując, sam pomysł konsolidacji resortów oceniam jako słuszny i potrzebny. Natomiast na pewno będzie to proces niezwykle trudny, głównie z powodów politycznych, bo rodzi potencjalne konflikty. Kiedy zostaną połączone konkretne ministerstwa, powstanie pytanie, która logika i który z dotychczasowych modeli zarządzania zwycięży. To będzie ogromne wyzwanie polityczne. Moim zdaniem sam proces konsolidacji resortów może wzmocnić ośrodek premierowski, bo to premier, mając mniejszy rząd i potencjalnie silniejszych ministrów, będzie miał większe możliwości do tego, żeby bardziej konsekwentnie realizować cele zawarte czy to w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, czy we wszystkich nowych planach rządu, które będą musiały powstawać w związku z pandemią. Myślę więc, że czeka nas bardzo ciekawy test. Rekonstrukcja rządu to zapowiedź ważnej i potencjalnie bardzo pozytywnej reformy, ale obarczonej ogromnymi ryzykami i znakami zapytania, czy za dobrym pomysłem rzeczywiście pójdzie dobra realizacja.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.