MACIEJ PIECZYŃSKI: Gdzie lepiej się pani czuje: w Wilnie czy w Warszawie?
SWIATŁANA CICHANOUSKA: To trudne pytanie. Wilno stało się teraz moim tymczasowym domem. To tam moje dzieci zaczęły nowy rok szkolny, to tam też działam z grupą swoich współpracowników.
Pytam, bo Wilno i Warszawa trochę rywalizują o panią.
(śmiech) Nieprawda, coś pan wymyśla.
Polska i Litwa były pierwszymi państwami, które okazały wsparcie protestującym Białorusinom. Dlaczego właśnie do Wilna wysłała pani swoje dzieci przed wyborami, a po wyborach sama pani tam pojechała? Jakie ma pani związki z Litwą poza tym, że już wcześniej wiele razy jeździła tam pani z mężem?
Szczerze mówiąc, to w Warszawie byłam nawet częściej niż w Wilnie. Ale kiedy na początku czerwca otrzymałam telefon z pogróżkami, pomogli mi działacze Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”. Zaproponowali wyjazd do Wilna, ponieważ wizę litewską można było szybciej i prościej wyrobić niż polską. Zgodziłam się. To był czysty przypadek. Proszę nie doszukiwać się żadnego drugiego dna, żadnej polsko-litewskiej rywalizacji. Nie wiem, być może wizę polską też byłoby łatwo wyrobić, ale ja się tym nie zajmowałam. Po prostu skorzystałam z konkretnej oferty pomocy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.