Drogą środka w trzecią falę

Drogą środka w trzecią falę

Dodano: 19
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Darek Delmanowicz
Wpis nr 224 | Dziennik zarazy | No i mamy całą Polskę na czerwono. Kurcze, nie mam satysfakcji z tego, że to już dawno mówiłem. A mówiłem, że względy ekonomiczne nie pozwolą trzymać kwarantanny w nieskończoność i że zwycięży pragmatyka – to znaczy będą wypuszczać i luzować gospodarkę przy wzroście zakażeń.
Premier Morawiecki obiecuje „drogę środka”, ale z punktu widzenia epidemiologicznego to nie ma takiego zwierzaka. No bo zróbmy bilans naszej strategii:
  1. Kwarantanna niewiele dała – jak widać dla niedowiarków i fanów DDM (dezynfekcja, distancing, maseczki), no może odłożyła nagły napływ zakażonych do szpitali. Dane epidemiologiczne wskazywały na szczyt wzrostu zakażeń w kwietniu i wirus – jak widać – rozszedł się po populacji. Inaczej nie mógł, bo taka jego charakterystyka. Opóźniona fala wypłaszczana w okresie zamknięcia wróciła do nas jak fala tsunami, która gromadzi się na płaskiej płyciźnie i narasta, zalewając nagle wszystko. Na głębokiej wodzie zaś sama się wypłaszcza.
  2. Gospodarczo dostaliśmy po głowie. Dwa miesiące zamknięcia, kosztowne i nie zawsze celne tarcze, tysiące zaczopowanych biznesów i ukryte bezrobocie wśród samozatrudnionych. Dziś rząd szuka „drogi środka” czyli jak najmniejszego zamknięcia gospodarki, ale ogłoszone obostrzenia pokazują kolejną listę „gospodarczych ofiar”. Distancing czy maseczkowanie z natury rzeczy zamykają konkretne biznesy, jak na przykład gastronomię.
  3. Społecznie jest słabo. Naród trzyma się tylko na strachu. Wirus skasował w pewnym stopniu podziały polityczne wśród politycznie wahających się pomiędzy plemionami, choć podmienił je na konflikt maseczkowcy-płaskoziemcy, który ma wskazać, innych niż rząd, winnych respiratorowego stanu kraju.
  4. Służba zdrowia. No wyszło, że słabo. To znaczy pal licho te szpitale polowe i całe zamieszanie z kowidowymi procedurami. Wielokroć więcej ludzi niż na kowida umarło już z powodu zmiany na koronowirusowe priorytetów całego systemu opieki. Teleporady mają słabą wykrywalność innych chorób, ludzie boją się iść do i tak nieprzyjaznej służby zdrowia, więc prewencyjna diagnostyka spada, operacje są odkładane a statystycznie rzecz biorąc około 50 tysięcy Polaków chodzi po kraju nie wiedząc, że ma raka. Z czego połowa umrze w ciągu najbliższych pięciu lat.

Co to jest w ogóle ta „droga środka”? To karkołomna próba przejścia pomiędzy dwiema przepaściami. Pierwsza to totalny lockdown z kosztami gospodarczymi i społecznymi, w końcu – ale na dłuższą metę – medycznymi. Druga przepaść to odpuszczenie zamknięć dla uzyskania odporności stadnej, czyli nabrania odporności na wirusa poprzez kontakt z nim przez gros społeczeństwa, czego słabą stroną są natychmiastowe złe wyniki wzrostu zakażeń i umieralności, ale szybsze przejście przez „morze kowidowe”, przez które i tak musimy przejść. Karkołomność przedsięwzięcia polega na tym, że ścieżka jest tak wąska, że nie da się tam pomieścić wszystkich (bo całe branże lub grupy społeczne będą spadać w którąś z przepaści). A jak się poślizgnie noga, to można już nawet z całością państwa i narodu zjechać w którąś z przepaści. Premier powiedział, że będziemy balansować, a moim zdaniem wie, że już dawno zjeżdżamy w przepaść pt. „odporność stadna”. Ale jak to się robi w sposób kontrolowany, to można w miarę bezpiecznie zjechać a nie spaść w na złamanie karku. Ale o tym na końcu.

Premier powiedział, że możemy jeszcze tak długo pobyć w tej „drodze środka”. Powiedział, i pierwszy raz pokazał, że koronawirus to groźba głównie dla starszych powyżej 70 lat. Trzeba więc ich chronić, reszta – do roboty (jak ją jeszcze ma). Ja to już proponowałem w kwietniu, bo według mnie totalny lockdown był bez sensu. Ale powiem gorzej – „drogi środka”… nie ma.

Kiedy pisałem swój proroczy artykuł w kwietniu, nie wiedząc o „szwedzkiej drodze” wstrzymałem jego publikację w Rzeczpospolitej, bo przekonał mnie mój kolega lekarz, któremu tekst dałem do konsultacji. Powiedział tak – może to dobry pomysł, by wydzielić grupę ryzyka (starszych i ciężko chorych) i izolować (oczywiście – za ich zgodą), zaś resztę (która się o niebo mniej zakaża, a jeśli już się zakazi, to łatwiej znosi koronę) uwolnić z kwarantanny i nich ratują gospodarkę, bo to oni głownie dla niej pracują. Niech się pozakażają, skoro efekty takiego zakażenia nie są dla tej grupy takie groźne. Służba zdrowia nie będzie się bawić w łowienie kwarantannowców i kontaktowców, nawet testy przekieruje tylko na zamknięte w kwarantannie grupy ryzyka. Korzyści – gospodarka ok, służba zdrowia ukierunkowana na ochronę grup ryzyka i pomoc dla nich. Trzeba też dbać o kwarantannowanych, bo stres i samotność jaką wywołuje odosobnienie osłabia ich system odpornościowy.

Kolega mi powiedział, że może to i ok, ale… starszych się nie uchroni. No bo powiedzmy, że cały świat poza kwarantanną się pozakaża, wyrobi odporność, ale wszelkie badania dowodzą, że po uzyskaniu odporności i tak się dalej zakaża, bo dochodzi do reinfekcji. Pojawią się nowe mutacje wirusa, którego trzeba będzie przechodzić kolejny raz. A więc na jaki świat wyjdą starzy i schorowani? No bo chyba wyjdą (jeśli czegoś przed nimi nie ukrywamy w tej strategii)? No wyjdą ci oni na świat zakażony i zakażający. I wtedy po staruszkach. To, co teraz zrobimy, to jak mówił premier – czekanie do wynalezienia szczepionki. Czyli – przy dobrych wiatrach i nieprzebadanej do końca szczepionce – ponad rok takiej „drogi środka”. Otóż prorokuję, to co wieszczę od kwietnia – żadna gospodarka, i żadne społeczeństwo (chyba że totalnie zestrachane i skoszarowane) tego nie wytrzymają.

Zostaną tylko na ostatnim dyżurze nadgorliwi dziennikarze telewizyjni, którzy będą stresować tłumy, zaś wątpiącym w sensowność obostrzeń pokazywać dyżurne w danym medialnym dniu ledwo dyszące dziecko pod respiratorem. I będą to robić do końca, to znaczy, aż w studiu nie zgaśnie światło, bo nie będzie komu w totalnej kwarantannie dorzucić do pieca w elektrowni, ani komu przełączyć wajchy w rozdzielni.

Jeszcze raz – większość się zakazi, chodzi o to jak to przetrzyma. Czy będzie miało stres zamknięcia, który osłabi ich odporność? Czy będzie miało stres, że jego firma tego nie przetrzyma? Czyli czy nabierze odporności na wypadek nieuchronnego spotkania z wirusem? A odporności nie nabiera się siedząc w domu i patrząc jak ginie wszystko co człowiek budował przez całe życie. Pójdziemy „drugą drogą”, która de facto jest strategią modelu szwedzkiego, tyle, że będziemy to opowiadać inaczej i płacić rachunki za to, że nie podjęliśmy tych spóźnionych decyzji pół roku wcześniej.

Ja mówiłem, że tak będzie. Że jak szwedzki model okaże się skuteczny, to reszta będzie go deprecjonować, a po cichutku wdrażać. Bo nie ma żadnej drogi środka. To tak jak z wyborem „trzeciej drogi” pomiędzy socjalizmem i kapitalizmem. Zawsze trzecia droga prowadziła w Trzeci Świat.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”.

Czytaj też:
Feministki zdewastowały pomnik Reagana. Cenckiewicz: Dzicz lewacka

Czytaj też:
Lewica nie chciała obecnego kompromisu? Szczery wpis Millera

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także