Jak przekonywał w swoim internetowym wystąpieniu marszałek Senatu, „obecny protest nie jest dziełem wyimaginowanych ekstremistów – tak jak chcieliby rządzący – tylko krzykiem buntu ludzi, którym odebrano prawo wyboru do decydowania o swoim życiu”.
– Obecna władza nie potrafi pojąć, że przekroczyła cienką linię oddzielającą ograniczenia spotykane w każdej dojrzałej demokracji od niemożliwej do zaakceptowania ingerencji w nasze prawo do prywatności i wolności wyboru, nie może pojąć, że zlekceważyła nasze uczucia. Naród dał jasno i dobitnie znać – mamy dość. Mamy dość, mimo iż zdajemy sobie w pełni sprawę z zagrożeń, jakie niosą masowe protesty w czasach pandemii. To tylko potwierdza naszą determinację i skalę desperacji – tłumaczył Grodzki.
– Masowe protesty narodu to sygnał, że rządzący utracili rząd dusz Polek i Polaków. Próby dyskredytowania zachowań naszych Rodaków to droga donikąd, a straszenie użyciem wszystkich sił do stłumienia manifestacji jest tylko oznaką słabości władz, co w finalnym efekcie przyśpieszy ich upadek – przekonywał dalej marszałek Senatu.
– Całkowicie niedopuszczalna jest agresja fizyczna i słowna chuliganów i zwyrodnialców w stosunku do kobiet, podsycana przez nieodpowiedzialne podpowiedzi polityków. To jest głęboko niezgodne z naszą polską tradycją szacunku do kobiet. Wzywam policję do ochrony pokojowo manifestujących ludzi, a protestujących do unikania wszelkich prowokacji, aktów agresji czy wandalizmu –dodał polityk, nie odnosząc się jednak do agresywnego i wulgarnego zachowania części protestujących osób.
Marszałek zaapelował też do rządzących o „wystąpienie ze szczerą inicjatywą dialogu”.
Czytaj też:
Grodzki tłumaczy ataki na świątynie? "Nie dziwię się..."