Polska to jedyny kraj, który potrafi się pokłócić nawet o sposób wyboru prezydenta USA, moment ogłoszenia tego wyboru w amerykańskich mediach, wywlec na wierzch teorie spiskowe z amerykańskiego Twittera z większą pasją, niż FOX News, jako pierwsza ogłosić w telewizji publicznej zwycięstwo Trumpa, a potem obrazić się na Bidena, że ten popsuł plany – jak to ujął Jacek Kurski; "powstrzymani pochodu lewicowej rewolty kulturowej" oraz "uroczego wystąpienia piany i wycia CNN i polskiego odpowiednika". A newsa dnia na świecie dać pod koniec "Wiadomości", bo tak.
Z drugiej strony Polska to jedyny kraj, który potrafi zachwycać się Bidenem, jakby ten samodzielnie wygrał z PiS i pokonał Kaczyńskiego, lekceważyć wszystkie uwagi o możliwych nieprawidłowościach przy oddawaniu głosów, podniecać się każdym momentem, w którym CNN prostuje Trumpa, a Twitter ukrywa jego wpisy, jakby to było również ich moralne zwycięstwo. I choć wcześniej krytykując dziennikarzy i polityków wspierających Trumpa jako nieobiektywnych, dzisiaj chwaląc się zdjęciami, jak piją szampana i tańczą na ulicach bo "wygrała ich Ameryka, wygrała normalność".
A to po prostu wybory w kraju naszego najważniejszego i najbardziej pragmatycznego sojusznika, a nie walka Gondoru z Mordorem, Wisły z Cracovią, dobra ze złem. Sojusznika, którego kochamy i nienawidzimy równocześnie i mamy wobec niego Bóg wie jakie wymagania, jak kobieta, której wydawało się, że koresponduje z Bradem Pittem obiecującym jej mailowo ślub, ale najpierw proszącym o wysłanie stu tys. dolarów. A gdy do ślubu nie doszło, poczuła się oszukana i go pozwała (prawdziwa historia).
Nie rozumiemy Ameryki, pałamy do niej uczuciem nieodwzajemnionym, ekstrapolujemy jej spory, zwycięstwa i porażki na nasze. Wysyłamy korespondentów, którzy nawet nie potrafią ukryć, że czują się tam nie jak w pracy, ale jak w politycznym Disneylandzie. I ta bardziej światła część politycznego establishmentu w USA to widzi, sprzedając nam wszystko, jak leci, strofując gdy trzeba oraz mówiąc miłe tanie słówka, gdy się obrazimy. Nie rozumiemy, że Ameryka szanuje tylko tych, którzy potrafią szanować samych siebie.