Poseł PiS został salowym na oddziale covidowym. Oto jego relacja

Poseł PiS został salowym na oddziale covidowym. Oto jego relacja

Dodano: 
Marcin Porzucek (PiS)
Marcin Porzucek (PiS) Źródło: PAP / Jakub Kaczmarczyk
Na rozmowie w szpitalu powiedziano mi wprost, że najbardziej przydałbym się na oddziale covidowym. Padło pytanie, czy się zgadzam i czy się nie boję – mówi DoRzeczy.pl Marcin Porzucek, poseł PiS, wolontariusz pracujący z pacjentami z koronawirusem.

Damian Cygan: Jak to się stało, że został pan wolontariuszem na oddziale covidowym?

Marcin Porzucek: Pod koniec października Szpital Specjalistyczny w Pile zwrócił się do mieszkańców regionu z prośbą o przystępowanie do wolontariatu. Po paru dniach informowano, że odzew jest mizerny i postanowiłem, że sam się zgłoszę. Uważam, że 30-latkowie, zdrowi i bez chorób przewlekłych, powinni się zgłaszać, bo kto, jeśli nie oni? Z drugiej strony jestem osobą publiczną, a od osób publicznych można wymagać i oczekiwać więcej.

Procedura przyjęcia mnie do pracy w szpitalu trwała kilka dni. Były badania lekarskie czy szkolenie BHP. Na rozmowie powiedziano mi wprost, że najbardziej przydałbym się na oddziale covidowym. Padło pytanie, czy się zgadzam i czy się nie boję. Odpowiedziałem, że się zgadzam, a czy się boję? Tak, boję się, ale myślę, że ten strach jest potrzebny, bo bez tego łatwo o nonszalancję i zapomnienie o procedurach, które są wymagane, by zminimalizować ryzyko zakażenia się, a w konsekwencji współpracowników, członków rodziny i wszystkich, z którymi się spotykam.

Jak wygląda pański dzień pracy w szpitalu?

Na oddziale jestem kilka razy w tygodniu z samego rana. Po nocy jest najwięcej zadań. Moja praca polega głównie na przygotowaniu sal do śniadania. Chodzi o czyszczenie i dezynfekcję stolików, klamek, zlewów czy toalet. Jak jest potrzeba, to noszę zgrzewki wody czy baniaki z płynem dezynfekcyjnym. Zdarzają się również jakieś drobne naprawy. Przed wejściem na oddział trzeba się przebrać. Na bieliznę zakładamy fizelinowe koszulki i spodnie. Na to kombinezon, maseczkę z filtrem, czepek, przyłbicę, ochraniacze na nogi i dwie pary rękawiczek. Dopiero wtedy można wejść na tzw. brudną część. Praca nie jest łatwa. Nie mówię o sobie, lecz o paniach, które pracują tam na co dzień. Przebywanie w tym stroju przez kilka godzin powoduje, że człowiek wychodzi z oddziału mokry, bielizna jest właściwie przesiąknięta wodą. Także dyskomfort noszenia maseczki w sklepie czy w autobusie jest nieporównywalny z pracą w takich warunkach.

Jak pan łączy wolontariat w szpitalu z obowiązkami poselskimi?

Wszystkie obowiązki wykonuje normalnie. Uczestniczę w posiedzeniach Sejmu, posiedzeniach komisji, których jestem członkiem, jeżdżę do swojego biura poselskiego, a także innych miejsc, gdzie spotykam się z wyborcami. Z zachowaniem zasad rzecz jasna. Także posłem jestem cały czas, a salowym w czasie wolnym. Zgodnie z procedurami szpitala w Pile umowę na wolontariat podpisałem do końca roku, natomiast jeżeli będzie taka potrzeba, to oczywiście zostanę dłużej.

Czy ludzie, z którymi pracuje pan na oddziale wiedzą, że jest pan posłem? Jak reagują?

Sądzę, że ta informacja gdzieś tam się przedostała, ale w szpitalu nie rozmawiamy o polityce. Mamy taki zwyczaj na oddziale, że piszemy swoje imiona markerem na kombinezonie. Ja mam napisane "Marcin" i tak się do mnie zwracają. Jeśli chodzi o pacjentów, to chyba żaden mnie nie rozpoznał, co w sumie mnie cieszy. W dużej mierze są to chorzy w słabym stanie, część ma wspomagane oddychanie. Wielu pacjentów leży prawie cały dzień w łóżkach, a droga do toalety to dla nich najdłuższa podróż w ciągu dnia.

Co by pan powiedział tzw. koronasceptykom i tym, którzy nie wierzą w pandemię?

Jeżeli dla kogoś wielką niewygodą i ograniczaniem wolności jest obowiązek noszenia maseczek, to powinien zobaczyć, jak to wygląda w szpitalu. Zachęcam i zapraszam do tego, bo szpitale w całej Polsce potrzebują wolontariuszy. Szczególnie młodych i zdrowych. Można się przekonać, że koronawirus istnieje i że mamy do czynienia z bardzo poważną chorobą. Polski rząd skutecznie walczy z epidemią, szczególnie na tle wielu innych krajów Europy. Gdyby nie wprowadzono obostrzeń i zaleceń, to sytuacja byłaby bardzo trudna, a zakażeń i osób hospitalizowanych mogłoby być dziesiątki razy więcej.

Naprawdę wiele leży w naszych rękach. Nie ma na świecie takiego polityka czy lekarza, który tylko i wyłącznie swoimi decyzjami jest w stanie zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii. To zależy przede wszystkim od nas. Jeżeli wszyscy staniemy na wysokości zadania, to jeszcze parę tygodni wspólnej odpowiedzialności i powoli zaczniemy wracać do normalności. Wszyscy sobie tego życzymy, pod każdym względem – medycznym, gospodarczym i społecznym.

Czytaj też:
5 pytań o szczepionkę na koronawirusa, która powinna wszystkich przestraszyć

Rozmawiał: Damian Cygan
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także