Prof. Żerko: Niemcy powinni zadośćuczynić za swoje zbrodnie

Prof. Żerko: Niemcy powinni zadośćuczynić za swoje zbrodnie

Dodano: 
Od lewej: Adolf Hitler, Hermann Göring, Joseph Goebbels i Rudolf Hess
Od lewej: Adolf Hitler, Hermann Göring, Joseph Goebbels i Rudolf Hess Źródło:Wikimedia Commons
– Pamiętajmy, że w Polsce żyją jeszcze osoby, które były ofiarami niemieckiej okupacji. One nie dostały ani feniga odszkodowania. O tym należy przypominać i kiedy mówi się o pojednaniu, to zanim po raz kolejny Niemcy sięgną po to słowo, powinni przynajmniej częściowo zadośćuczynić za swoje zbrodnie – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl prof. Stanisław Żerko, historyk z Instytutu Zachodniego i wykładowca Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni.

Równo 50 lat temu kanclerz RFN Willy Brandt ukląkł pod Pomnikiem Bohaterów Getta Warszawskiego, oddając hołd ofiarom niemieckich zbrodni. Ambasador Niemiec podkreślił wagę tamtego wydarzenia dla relacji polsko-niemieckich. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?

Prof. Stanisław Żerko: To był niewątpliwie przełom, który zresztą został odebrany negatywnie przez wielu Niemców. To było przyznanie się do winy, ale znacznie większe znaczenie miał przecież podpisany tego dnia traktat pomiędzy PRL a RFN. Rząd w Bonn uznał w końcu granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej. Proszę jednak pamiętać, że aż półtora roku trwało procedowanie tego traktatu w Bundestagu, a podczas głosowania nad ratyfikacją aż 238 posłów wstrzymało się od głosu. To było zresztą oceniane wówczas jako wielki sukces Brandta, że ci posłowie nie głosowali przeciwko. Ratyfikacji towarzyszyła rezolucja Bundestagu, w której zastrzegano, że nie jest to ostateczne uznanie granicy polsko-niemieckiej. Miało ono nastąpić po podpisaniu traktatu pokojowego. Ostatecznie granice potwierdzono dopiero jesienią 1990 r.

Jednak nawet wtedy nie zawarto traktatu pokojowego. Nie zrobiono tego zresztą do dzisiaj.

Traktat 2 + 4 z września 1990 roku miał zastępować traktat pokojowy i na to zgodziły się mocarstwa, przede wszystkim Stany Zjednoczone, które były największym sprzymierzeńcem w rokowaniach wokół warunków zjednoczenia Niemiec. Zaakceptował to także rząd polski. Jestem natomiast sceptyczny, jeśli chodzi o posługiwanie się zwrotem o polsko-niemieckim pojednaniu. To się przejawia w takich gestach, jak wspomniane przyklęknięcie czy wzruszające przemówienia w wykonaniu polityków. Przykładem może być ubiegłoroczna wizyta w Wieluniu i Warszawie niemieckiego prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, który podkreślał w wystąpieniach winę Niemców, ale dwa i pół tygodnia później ten sam prezydent RFN w wywiadzie dla „Corriere della Sera” powiedział, że nie powinniśmy zwracać się ku przeszłości, co było odpowiedzią na głosy domagające się od Niemiec odszkodowań wojennych dla Polaków. Mówił, że pojednanie powinniśmy budować na przyszłości.

Wracając do wydarzeń z 1970 roku, Brandt oddał cześć ofiarom Holokaustu. Czy polskie ofiary niemieckich zbrodni mogły liczyć na podobne upamiętnienie?

Ktoś ostatnio posłużył się stwierdzeniem: puste miejsce w niemieckiej pamięci. O tym mówiono również w Bundestagu, że zbrodnie na ludności polskiej są w Niemczech praktycznie nieznane. W świadomości Niemców istnieje Holokaust, ewentualnie zbrodnie niemieckie popełnione w trakcie wojny z ZSRR. We wrześniu 1972 roku po nawiązaniu relacji dyplomatycznych PRL z RFN do Bonn pojechał polski minister spraw zagranicznych Stefan Olszowski. Usłyszał od Brandta, że młode pokolenie Niemców nie akceptuje materialnego zadośćuczynienia za zbrodnie dokonane przez ich ojców.

Od kilku lat coraz głośniej mówi się o reparacjach wojennych. Czy Pańskim zdaniem mamy szansę na ich uzyskanie?

Moim zdaniem na reparacje nie mamy co liczyć, ale jakaś forma zadośćuczynienia być powinna. Pamiętajmy, że w Polsce żyją jeszcze osoby, które były ofiarami niemieckiej okupacji. One nie dostały ani feniga odszkodowania. O tym należy przypominać i kiedy mówi się o pojednaniu, to zanim po raz kolejny Niemcy sięgną po to słowo, powinni przynajmniej częściowo zadośćuczynić za swoje zbrodnie.

Jakie znaczenie mają wydarzenia sprzed 50 lat dla współczesnych relacji polsko-niemieckich?

Nie demonizowałbym polityki niemieckiej. To jest nasz najważniejszy partner. Jesteśmy sąsiadami i będziemy nimi po wieczne czasy. Na szczęście ułożyliśmy sobie te relacje w sposób jako tako normalny. Współpraca i wymiana handlowa rozwija się, pomimo międzyrządowych sporów. Razi mnie natomiast fetyszyzowanie tych relacji przez część elit politycznych.

Nie brakuje jednak wielu kontrowersji natury historycznej i geopolitycznej. Również najświeższy spór o powiązanie budżetu UE z praworządnością wskazuje, że pomiędzy naszymi krajami występuje bardziej rywalizacja niż partnerstwo.

Są kwestie sporne, takie jak Nord Stream 2, polityka historyczna czy wizja przyszłości Europy. Musimy jednak przyzwyczaić się, że takie spory pomiędzy krajami sąsiedzkimi są czymś normalnym.

Tak jest w przypadku relacji partnerskich. Nie ma Pan jednak wrażenia, że w UE występują kraje równe i równiejsze?

Obawiam się, że dążenie polskiego rządu do umożliwienia ministrowi Ziobro dokonywania reformy sądownictwa nie jest warte tych awantur. Moim zdaniem, to są pseudoreformy.

Warto jednak, aby te reformy oceniali Polacy, a nie zagranica. Na tym polega suwerenność.

Nie ufam opiniom prawników, że jest to naruszenie suwerenności. Podobne argumenty są zresztą formułowane z obu stron. Weto to krok niezwykle ryzykowny. Dostaniemy mocno po kieszeni, a nasz wizerunek zostanie nadszarpnięty. Dlatego mam nadzieję, że zostanie zawarty kompromis.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także