– Mój mąż miał już dwa zawały serca i raka. To była czwarta walka naszej rodziny o jego życie – relacjonowała żona aktora, Barbara.
Stuh przyznał, że z perspektywy czasu to wcześniejszy zawał okazał się czymś znacznie gorszym. Podkreślił, że było to nieporównywalne z niczym, z czym musiał mierzyć się w późniejszych latach – włączając w to walkę z rakiem.
"Z chorobą onkologiczną to jest jeszcze inaczej: tli się powolutku i po cichutku. A serce nagle, znienacka: buch! I nie wiesz, gdzie to się stanie: czy na scenie, czy na planie, czy w domu, czy z kobietą. Więc ciągle strach, że może cię dopaść wszędzie i o każdej porze" – wyznał artysta w rozmowie z "TP".
Jerzy Stuhr opisał swoje refleksje po tym, jak po raz kolejny wygrał walkę o życie: "Dobra jest, przeszło, Pan Bóg mnie pokarał, ale odpuścił. Moja mama tam gdzieś w niebie wynegocjowała, że jeszcze mogę tu pobyć, pograć, poczytać, podróżować".
Aktor po przebytym raku zaangażował się we wspieranie pacjentów onkologicznych. Przyznał, że ciężko chorującym zaleca właśnie otwarcie się na taką metodę – spojrzenie w przyszłość jak na nowy rozdział, "nową przygodę".
"To moje jednostkowe doświadczenie. I przekonanie: o Jezu, wywinąłem się, teraz to się dopiero zacznie" – wskazuje Stuhr.
Czytaj też:
Wicemarszałek z PSL: Ten pomysł to jedna, wielka PiS-owska ściemaCzytaj też:
"Financial Times": Polska i Węgry cieszą się iluzją siły