Nart ci u nas dostatek…

Nart ci u nas dostatek…

Dodano: 
Kamil Stoch
Kamil Stoch Źródło: PAP/EPA/HASAN BRATIC
29 grudnia, dzień 302. Wpis nr 291 | To był cios ostateczny w dwie ważne rzeczy. Wiarygodność testów PCR oraz w wizerunek Niemców, jako przyjaciół ludu polskiego. Ja wiedziałem, że kwestie epidemiologiczne nie przebiją się do narodu bez nośnika, na którym społeczeństwu zależy. Okazała się, że takim czynnikiem stały się… skoki narciarskie. Zobaczmy, jak to poszło.

Otóż okazało się, że przed prestiżowym konkursem Czterech Skoczni u Klemensa Murańki pokazał się pozytywny test (PCR oczywiście) na koronawirusa i organizatorzy odwołali start całej polskiej reprezentacji. Zaraz potem zrobiono ponowny test skoczkowi i okazała się, że wynik jest negatywny, czyli, że Klemens wirusa nie ma (a dzień wcześniej miał). Posypały się najpierw gromy na to co właściwie taki test pokazuje, bo wychodzi, że wyniki są zmienne i zależą od tego ile razy się testuje.

Organizacyjnie wyglądało to słabo bo polska reprezentacja o swym zawieszeniu dowiedziała się… z Twittera. Polacy złożyli protest podkreślając, że również fizjoterapeuta niemieckiej reprezentacji miał wynik pozytywny a Niemcom nie odebrano prawa startu. Pojawiły się też rady internautów, żeby Klemens zeznał, że kontaktował się z całą reprezentacją Niemiec by sprawę rozstrzygnąć na remis.

Najlepiej sytuację opisał wpis Piotra Żyły na fejsie:

„Hmm, ciekawa sytuacja. Robisz test na Wigilię. Negatywny. Jedziesz dzień wcześniej na turniej specjalnie, żeby zrobić test. Negatywny. Powtarzasz test 3 godziny prze treningiem oficjalnym. Negatywny. I nie możesz startować, bo jesteś w pokoju z Maćkiem Kotem (3 x negatywny wynik testu), który podobno siedział na posiłku naprzeciwko Klimka Murańki, którego test wypadł trochę pozytywny. A drugi jego test pewnie będzie pod wieczór jak już się nie zakwalifikujemy. Podsumowując: pozytywny kabaret. Winny: Maciek Kot”.

Na szczęście zrobiono w ostatniej chwili test Murańce i wyszedł negatywny a polską reprezentację dopuszczono do zawodów. Ale niesmak pozostał. Co nie dziwota dostało się Gazecie Wyborczej, która zaczęła tłumaczyć a to dlaczego niemiecki fizjoterapeuta może mieć kowida a polski skoczek nie, a to, że to wcale nie Niemcy stoją za takimi decyzjami, tylko… wirus.

W przypadku narodowego sportu jakim są od lat skoki narciarskie w polskim społeczeństwie nie ma przebacz. Dostało się koronawirusowi, a właściwie testom, które mogły wykluczyć naszych z zawodów. Dostało się Niemcom, podejrzewanych o manipulowanie wynikami i ich konsekwencjami. A także Gazecie Wyborczej, która wstawiła się za Niemcem.

A przecież Polakom nie można bezkarnie zabierać tej przyjemności. Wyborcza znów wystawiła na próbę swoich akolitów. Teraz test lojalności przechodzą wielbiciele skoków narciarskich, którzy nie do końca są chętni do zaakceptowania wiadomości, że Polacy mieli być słusznie wykluczeni z zawodów, podczas gdy Niemcy mieli się wymigać od konsekwencji.

Trzeba było aż zawodów narciarskich by publiczność zobaczyła nie tylko niejednoznaczność testów PCR ale też jak wygląda „równe traktowanie” przez silniejszych, co może mieć dalekosiężne konsekwencje co do zrozumienia stosunków międzynarodowych nawet na poziomie Unii Europejskiej.

Dla TVP to dowód na… nieprzestrzeganie praworządności przez Niemców, co jest już spora przesadą, ale Niemcy sami się zaczęli. Może więc jakieś sankcje z odebraniem środków z budżetu Unii?

Jerzy Karwelis

Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także