Podsumowanie – o roku ów!

Podsumowanie – o roku ów!

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneŹródło:PAP / Radek Pietruszka
Dziennik zarazy | wpis 294 || Wszystkie media robią swoje podsumowania minionego roku, wypada więc bym i ja odpalił przegląd najpopularniejszych wpisów na moim blogu. Będzie miesiącami, w hiperlinkach odniesienia do felietonów źródłowych, a więc funkcja „magazynu” do dłuższego poczytania będzie spełniona jak najbardziej. Można wybrać swoje ulubione tematy i zobaczyć co Karwelis, ale też i inni, myśleli wtedy o świecie i jak to się rozwijało. Będzie to też podróż po dziedzinach, które koronawirus zmienił w praktycznie wszystkich aspektach życia ludzkości. Można zobaczyć skąd startowaliśmy i gdzie jesteśmy. Zaczynamy od początku. Dziennik zarazy rozpocząłem 13 marca jako codzienne publikacje zapisków, 11 dni po „pacjencie zero” i w przeddzień zamknięcia Polski na dwumiesięcznej, pierwszej, kwarantannie.

Uwaga! Będzie dużo o tym, że coś przewidziałem. Nie chodzi o to, bym się tym miał chwalić, bo los proroków jest nudny albo tragiczny. Chodzi mi o to, że moja intuicja była często udziałem większości moich czytelników, od których z zadowoleniem tego się dowiadywałem. Często zagląda się w przeszłość, by wspólnie zobaczyć słabo widoczne znaki przyszłych generalnych, a w teraźniejszości – oczywistych już – przemian. To niezła zabawa i wcale nie jałowa, bo pozwala w przyszłości być bardziej czujnym na to co może nadejść.

Marzec

Zaczęło się przenikliwie, czyli przewidywałem od razu, że zmiany cywilizacyjne będą miały znacznie większe oddziaływanie niż kwestie epidemiologiczne. Przewidziałem zmianę paradygmatu polityki, gospodarki, kłopotów ludzi, innych niż epidemiologiczne oraz duży egzamin wobec Kościoła. Pierwszy raz zobaczyłem wymarłe miasto jak z „I am Legend”. Na liczniku jeden zgon kowidowy, eh, to były czasy… Pierwsze miesiące będą krótsze, bo przyjąłem sobie dokładny limit 3,5 tys. znaków. Później, ze względu na rozległość poruszanych tematów nie udało mi się dotrzymać tej dyscypliny. Szkoda.

Kwiecień

Tu już zaczęły się bardziej prorocze wnioski. Przewidziałem upadek ministra Szumowskiego (teraz to hehe, ale nie wiem czy pamiętacie, że na początku był taki mocny, że wspominało się coś o kandydacie na prezydenta RP), pojawiły się pierwsze nieśmiałe wątki o cenzurze związanej z kowidem. To będzie temat kontynuowany później prawie co miesiąc, bo sprawa narasta. Wystarczy tylko w wyszukiwarce bloga wpisać „cenzura” i pojawią się wszystkie wpisy. Już mi się w kwietniu zaczęło odbijać grozą Nowego Wspaniałego Świata i chyba wykrakałem. Przyjrzałem się także źródłu wszelkich wieści epidemiologicznych, czyli WHO, a zwłaszcza jej szefowi. Czas potwierdził moje obawy. Namierzyłem także „strategię szwedzką” i obiecałem (i dotrzymałem), że będą ją śledził jako różnicującą w stosunku do innych państw. Pojawił się także pierwszy wątek wyborczy związany z bojkotem wyborów w wykonaniu Kidawy. Z powodu abstynencji związanej z kwarantanną zająłem się także twórczo analizą sfery seksualnej w kowidzie. Do konfrontacji, bo już minęło parę miesięcy i wiele nowych zachowań się utrwaliło. Pojawiają się proroczo (a jakże 1. kwietnia) płaskoziemcy, jako przyszły temat do drwin. Miałem nosa, ale nie wiedziałem, że wkrótce mnie tam zapiszą.

Maj

Pojawiają się pierwsze bilanse, tym razem z pierwszego kwartału. Naiwne, jak się patrzy z dzisiejszej perspektywy. Racja stanu każe mi się upomnieć o prawdziwą opozycję, potrafię się jednak poświęcić. Na przednówku kampanii na prezydenta zająłem się również z pozycji ogólnych mechanizmem wpływania badaniami opinii publicznej na nią samą. Z grafikami od Marcina Palade, a więc udokumentowane. Pojawia się analiza fenomenu podziału Polaków w poprzek różnic politycznych na panikarzy i foliarzy, obowiązującego, ba – zaostrzającego się do dziś. Zanotowałem tez podmiankę pani Kidawy na pana Rafała. Kto to jeszcze dzisiaj pamięta… Ważne, że od tej pory opozycja była już cała za wyborami, choć dzień wcześniej – nie bardzo. Zliczam także początkowy bilans plag, które nas dotknęły w kumulacji 2020, wątek później kontynuowany przez media i WHO, które co dzień dostarczają nam hiobowych wieści o kolejnych mutacjach i klimatycznych katastrofach. No i cudo numer jeden, wpis o kandydacie, który płacze, po którym (zakapowali?) Facebook wyłączył mi do dziś możliwość promowania mojego Dziennika. Dzięki Szymon!

Czerwiec

Pojawia się pierwsza analiza pozycji Chin w pandemii. Prorocza, ale tu nie bardzo trzeba było się wysilać – wiadomo cui prodest. Odnotowuję powolny upadek Ameryki, teraz to już oczywistość, choć jak widać z przewidywań wyborczych wybranie Bidena zakończyło wszelkie problemy murzyńskiej mniejszości, jak ręką odjął. Wyjaśniam już w czerwcu mechanizm pojawienia się tzw. „drugiej fali”. 15. czerwca pojawia się temat, który na długo zdominuje media – kwestia LGBT i użycia jej w kampanii prezydenckiej jako linii demarkacyjnej wyborców, której do tej pory brakowało. Rozważam także konsekwencje remisu w wyborach prezydenckich w pierwszej turze. Niewesołe i znowu prorocze.

Lipiec

Po deklaracji współpracy ze strony Hołowni z Trzaskowskim przeprowadzam analizę jego strategii, marząc – niestety naiwnie – że już się nie będę musiał zajmować więcej tym bohaterem naszych czasów. Z niepokojem zauważam, że kowidowy świat skręca w lewo, co się stanie później już widomym trendem. W końcu zastanawiam się jak to możliwe, że Polacy doprowadzają do sytuacji, kiedy niewielki ułamek głosów może zdecydować, że ktoś z tak skrajnie różnych oponentów będzie miał władzę. Polska rzuca monetą, okazuje się wkrótce, że nie tylko ona. Pierwszy wpis o tym, że kościół nie daje rady w pandemii. Ubolewam, ale i pokazuję drogi wyjścia dla ludu bożego, nie dla hierarchów. Analiza możliwości i efektów repolonizacji mediów – z dzisiejszej perspektywy – oczywista, ale wtedy to było coś. Do tego analiza ruchu ośmiu gwiazdek (***** ***), jako zapowiedź późniejszej wulgaryzacji protestów. To był Wersal jeszcze wtedy, c’nie? Chwytam byka za rogi w sprawie tzw. stref wolnych od LGBT. Na fejsie dostaję za to bęcki ale bez argumentów. Same wyzwiska, a więc jak myślałem. Na końcu symetrysty analiza rezultatów negocjacji lipcowych premiera w Brukseli. Wynik niepewny, co później okazało się gorzką prawdą, bo wymagało dogrywki z dymiącym wetem w ręku.

Sierpień

No nie mogłem zacząć sierpnia inaczej niż od Powstania Warszawskiego. Perspektywa słoika bez kompleksów daje jakiś dystans, widząc po komentarzach, nie tylko dla mnie. Pojawia się pierwsza recenzja książki „Fałszywa pandemia”, która podważa wiele z mainstreamowych pewników pandemii. Nikt z tym nie polemizuje, co dowodzi, że coś musi być na rzeczy – inaczej by chociaż obśmiali. Pierwsza wzmianka o wielorakich konsekwencjach masowych szczepień. Wyjaśniam siebie samego jako symetrystę, którym nie jestem. Ilustrujące zdjęcie zostało uznane za obrazę mitu Powstania. Środowiska LGBT się nie odezwały w tej sprawie. Pojawia się Margot, jako bohater wyobraźni publicznej w obie strony. Później przeanalizuję mechanizm upadku tej kolejnej medialnej łątki jednodniówki. Testuję amatorsko testy PCR, trochę na czuja, ale intuicje potwierdzają się wraz z kolejnym wydaniem „Fałszywej pandemii”. Rozkładam na czynniki pierwsze fałszywy dylemat czy LGBT to ludzie czy ideologia. LBBT się nie odezwała, a więc to chyba ideologia, bo ta nie komentuje. Ludzie – tak. Prorokuję losy szkolnictwa w uścisku epidemiologicznych obostrzeń, znowu się sprawdziło, że zamkną. Z lekkich rzeczy, bo ile można się martwić, bogato ilustrowana moda maseczkowa. Cymes. No i jak na początek sierpnia to Powstanie to na koniec – Solidarność. Zobaczmy co z niej jeszcze zostało. Wspomnienia kombatanta. Peweni tylko ja się jaram.

Wrzesień

1 września i znowu rocznica, ale schodzę z linii ciosu i zajmuje się tematem reparacji wojennych od Niemiec. Ta kwestia to raczej polityczna ściema – bez szans na realizację. Zaglądam także do kultury w czasach zarazy – porzućcie nadzieję ludzie kultury, ale sami spłonęliście na stosie zapalając go piosenkami pt. „Zostań w domu”. Choć okazuje się, żędzisiejszy stan kultury to nie wina kowida. Odnotowuję fenomen samodyscypliny, to znaczy, że przestrzegania obostrzeń pilnują już sami obywatele, luzując z tych obowiązków funkcjonariuszy. Trend się pognębił, jak widać. Przewiduję, że sezon grypowy nas wykończy. I miałem rację, choć grypa… zniknęła, o czym w kolejnych styczniowych wpisach. Pojawia się też inny aspekt – wirus nie tylko wykończył grypę, ale i raka. Spadła bowiem ilość wykrytych przypadków. Niestety powody są smutne – utrudniony dostęp do służby zdrowia oraz strach pacjentów przed medykami powoduje zaniżone wykrywanie fazy początkowej nowotworów. Wpis, z którego jestem dość dumny bo kosztował mnie dużo przemyśleń i analiz – kwestia rodzącego się ideologicznego braterstwa ze zwierzętami i traktowania ich coraz bardziej jak ludzi. Rozprawiam się z mitem swej zawiedzionej miłości – Lechem Wałęsą. Ciężkie, bo trzeba zobaczyć swoja naiwność w całej rozciągłości. Biorę się za analizę pandemicznego fenomenu Chin i wychodzi mi, że… oni skończyli, kiedy myśmy zaczęli. Jeszcze przed Ziemkiewiczem analizuję mechanizm upadku pozycji mężczyzny i tego konsekwencji dla kobiet.

Październik

Ponieważ koronawirsu zwiastuje klimatyczne wzmożenie – nie sposób uciec od tematu. Choć już od początku próbowałem skumać co ma klimat do wirusa, to zająłem się tematem zasadniczym – hipokryzją ekologów. Zaglądam do Nowego Jorku by prześledzić upadek mojego trzeciego najważniejszego miasta w życiu. Omawiam bzdurność kowidowych procedur i fenomenu przystosowywania się do tej improwizacji mistrzów tego gatunku – Polaków. Zapowiedziana już wcześniej, ale dziś skonceptualizowana metoda, w wyniku której tworzymy sami „drugą falę”. Aktualna w kolejnych falach, które są zapowiadane i wróżone. No i pojawia się temat orzeczenia TK w sprawie aborcji, wtedy już zapowiadany przeze mnie jako źródło długotrwałej i gorszącej zadymy. Październik kończę – jak że by inaczej – refleksjami nad śmiercią. Co kowid zmienił w tym wypadku. Dużo.

Listopad

Zacząłem od dywagacji co to będzie z nami jak wygra Biden. Aktualne coraz bardziej. Niestety. Analizuję też społeczne rezultaty protestów młodzieży w stosunku do pokolenia starszych. Potem, z perspektywy miesiąca to rozbudowuję i przechodzę również do odpowiedzi na pytanie – dlaczego kobiety uczestniczyły tak licznie w Strajku Kobiet i co je ostatecznie zniechęciło. Odnajduję i ujawniam głowę zdrajcy, winnego wszystkiemu – antyszczpionkowca i płaskoziemcę, przez którego nie możemy wyjść w świat i tylu ludzi już umarło. Z okazji swego okrągłego 250. wpisu publikuję najpopularniejszy felieton – lemowski pastisz futurologiczny na epokę pokowidową. Wytropiłem także dzięki Tomkowi Wróblewskiemu, światowego „pacjenta zero”, czyli gościa, którego fałszywe symulacje krzywej pandemii popchnęły kraje w lejek lockdownów i kwarantann, z którego nie ma już wyjścia. Kolejny wpis o Kościele – coraz gorzej. Mam też światowy bilans strategii lockdownowej. Zdecydowanie negatywny. Liczby nie kłamią. I w końcu tekst, który mnie mroził, jak go pisałem – analiza przyczyn skokowego wzrostu zgonów niekowidowych. Słabo. Mi się zrobiło.

Grudzień

No jak nie zacząć grudnia od głównego tematu, czyli warunkowania wypłaty funduszy unijnych o kryterium praworządności? Starałem się obiektywnie naświetlić problem z wielu perspektyw, ale dostałem bęcki od obu stron wojny polsko-polskiej – taki to los symetrysty, którym… nie jestem. Zająłem się też Martą Lempart, ale dopiero jak upadła po raz drugi. I chyba ostatecznie. Analizuję efekty i konsekwencje repolonizacji mediów w wykonaniu PKN Orlen. Zobaczymy, jak będzie, bo to łatwo… sssepsuć. Jako filolog rosyjski tropię ślady cyrylicy wśród polskich ugrupowań. O dziwo każde oskarża drugiego o onucowatość. Może być, że każdy ma rację albo nikt. Zająłem się też klasą średnią, moją nieodżałowaną miłością, która właśnie schodzi cywilizacyjnej sceny. Albo przenosi się do… Chin. Dla porządku przedstawiam kowidową wersję obchodów rocznicy stanu wojennego. Smutne. Na koniec, z perspektywy powyższych wpisów staram się odgadnąć przyszłość świata rysująca się na horyzoncie. Wpis na tyle się spodobał, że był pretekstem do wywiadu w radio WNET. Wizje nieciekawe, ale po co się oszukiwać? Rok kończę oczywistościami – analizą Wigilii kowidowej i jej upolitycznienia. Grudzień kończę zapożyczoną analizą największych absurdów 2020, jak elementem rozrywkowym, choć wiele z nich mrozi krew w żyłach.

Coraz to dostaję zapewnienia w życzeniach, że 2021 będzie na pewno lepszy, bo nic gorszego nas niż 2020 nie może spotkać. Boże, żeby to była prawda…

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także