Prof. Henryk Domański: Pozycja Polski uległa znacznemu wzmocnieniu

Prof. Henryk Domański: Pozycja Polski uległa znacznemu wzmocnieniu

Dodano: 
Prof. Henryk Domański
Prof. Henryk Domański Źródło:PAP / Bartłomiej Zborowski
– Nie prowadzono badań, które pozwoliłyby ustalić, jak zmieniła się pozycja Polski na arenie międzynarodowej i czy jako naród i państwo jesteśmy oceniani lepiej lub gorzej. Łatwiej wskazać na procesy społeczne, które dokonały się od 1989 roku i przyniosły widoczne efekty – wskazuje prof. Domański w rozmowie z Instytutem Jagiellońskim.

– Punktem wyjścia są zmiany w strukturze społecznej, czyli w układzie pozycji zawodowych, one to bowiem kształtują położenie materialne, styl życia, interesy i systemy wartości. Najważniejszymi konsekwencjami przejścia z systemu komunistycznego do struktur rynkowych było niezwykle szybkie, jak na strukturę społeczną, zmniejszenie się liczebności rolników i robotników, a równocześnie wzrost udziału prywatnych przedsiębiorców, pracowników umysłowych niższego szczebla i wyższej klasy średniej nazywanej w Polsce specjalistami lub „nową inteligencją”. W systemie post-industrialnym zwiększa się stale zapotrzebowanie na specjalistów od bankowości, zarządzania, doradców finansowych, maklerów giełdowych, konsultantów, wizażystów, badaczy rynku, stylistów, spindoktorów i ekspertów od public relations. Z tego punktu widzenia, Polska nie odstaje od normy. Biorąc pod uwagę, że równocześnie jedna piąta Polaków ma wyższe wykształcenie (w 1988 r. było ich tylko 7%), konsekwencją tego procesu powinny być zmiany mentalności i strategie życiowe typowe dla klasy średniej i społeczeństwa obywatelskiego. Z jednej strony, powinny one zmierzać w kierunku otwartości i tolerancji; z drugiej - orientacji na sukces, rozwoju przedsiębiorczości, indywidualizmu i komercjalizacji w spędzania czasu wolnego – mówi socjolog.

– Najłatwiejsze do uchwycenia są zmiany stylu życia. Od 1987 roku systematycznie zwiększa się liczba osób chodzących do restauracji, teatru, do kina, muzeów i na koncerty muzyczne. W świetle badań CBOS-u częstość bywania „przynajmniej raz w roku” na koncertach zwiększyła się do 2017 r. z 24 do 44%, do teatru (w latach 2011-2017) z 13 do 22%, a do muzeów z 26 do 33%. Upodobnia to nas do społeczeństw zachodnich. Nie dlatego, że stajemy się tak samo „kulturalni” jak oni, ale, że zgodnie z logiką modernizacji potrzeby egzystencjalne ustępują orientacjom postmaterialistycznym i w coraz większym stopniu możemy sobie na to pozwolić. Odsetek bywalców restauracji zwiększył się od 1987 do 2018 roku z 22 do 67%. Więcej ludzi chodzi również do kina (wzrost z 41 do 56%), na imprezy sportowe (z 26 do 43%) i spędza wakacje za granicą - w latach 2010-2019 odsetek ten zwiększył się z 5 do 11. Do odnotowania jest to, że chociaż jeżdżenie na wakacje stało się normą - odsetek osób deklarujących tę formę aktywności zwiększył się w latach 2006-2018 z 31 do 58 - to nie przekłada się ona na wydłużanie urlopu. W latach 2012-2019 liczba dni przeznaczanych na wakacje przez przeciętnego Polaka kształtowała się na poziomie 14,8-15, tak jakby wypoczynek traktowany był jak opłacalna inwestycja, która nie powinna być jednak realizowana w nadmiarze, a w szczególności nie powinno się ona zastępować pracy zawodowej. Może się za tym kryć jakiś polski odpowiednik „ducha kapitalizmu” i dyscypliny rynkowej, przywrócone do stanu normalności po zmianie ustroju – ocenia prof. Domański.

– Przypadek Polski dowodzi, że wyłanianie się społeczeństwa obywatelskiego, klasy średniej i wzrost zamożności nie kolidują z tradycyjnym podejściem do życia, którego wskaźnikiem jest wysoka religijność i konserwatywny stosunek do spraw obyczajowych. Funkcjonowanie na różnych orbitach nie osłabia poczucia zadowolenia, a nawet je zwiększa: procentowy udział Polaków wskazujących na wysoki lub raczej wysoki poziom „satysfakcji z życia” w odpowiedzi na standardowe pytanie CBOS-u wyniósł w 1994 r. 11, a w 2019 r. 24%, a kategoria zadowolonych z własnej sytuacji finansowej zwiększyła się z 9 do 36%. Poniżej średniej lokuje nas poziom dochodu narodowego na głowę, będącego najbardziej wymiernym kryterium oceny, i niskie zaufanie do ludzi. Kwestią do rozstrzygnięcia jest to, jak interpretować ten wynik uzyskiwany we wszystkich badaniach, czyli co tak naprawdę mierzymy, zadając standardowe pytanie, „czy sądzi Pan(i), że ludziom należy ufać, czy też ostrożności nigdy nie za wiele”. Czy nie jest tak, że niska pozycja Polaków wynika z ich większej ostrożności, nastawionej na minimalizację ryzyka, a nie niskiego zaufania w ogóle. Oznaczałoby to, że lepiej rozpoznajemy wrogą i niebezpieczną sytuację niż społeczeństwa zachodnie, unikając dzięki temu niepotrzebnych inwestycji i kosztów w demonstrowaniu otwartości. Byłoby to zaufanie, które pozwala się lepiej dostosować do zmieniających warunków i do obcego a nierzadko wrogiego otoczenia, jakim jest system rynkowy, w porównaniu np. z Duńczykami (tradycyjnie najwyższa pozycja). Mieszkańcy krajów zachodnich czują się mocno osadzeni w strukturach kapitalistycznych, ponieważ je znają, ale nie byliby tacy otwarci, gdyby im tego bezpieczeństwa zabrakło. Jeżeli hipoteza ta jest trafna, to „polska odmiana” zaufania dostarczałaby silniejszych motywacji do angażowania się przedsięwzięcia obarczone dużym ryzykiem – przekonuje ekspert.

Czytaj też:
Życie Polaka w brytyjskim szpitalu zagrożone. Ordo Iuris interweniuje w ONZ
Czytaj też:
"Narodowy Program Szczepień groźny dla narodu". Prof. Piotrowski: Rząd nie przekazuje pełnej informacji

Źródło: Instytut Jagielloński, Centrum Prasowe PAP
Czytaj także