– Niepokoi mnie grupa ludzi, która ma przekonanie, że terapia osób w śpiączce jest bez sensu. Proszę to powiedzieć pacjentom, którzy wyszli ze śpiączki – mówi Ewa Błaszczyk, inicjatorka budowy kliniki „Budzik”. Dodaje, że w przypadku ponad połowy pacjentów leczenie kończy się pełnym sukcesem.
W klinice „Budzik” dla dzieci będących w śpiączce od 10 miesięcy ruch jest dużo mniejszy, niż to wcześniej bywało. Dawniej przy łóżku dzieci można było spotkać nie tylko rodzica, lecz także rodzeństwo, dziadków, przyjaciół, a nawet zwierzęta domowe. Dyrektor kliniki dr Maciej Piróg wyjaśnia, że kontakt dzieci w śpiączce z tymi, z którymi było związane, jest bardzo ważny. – Na oddziale jest z nami kilka piesków, ale pandemia wymusiła niemal całkowite zamknięcie na świat zewnętrzny. Z dzieckiem przez całą dobę przebywa jeden z rodziców. Jeśli rodzice muszą się wymienić, to potrzebny jest negatywny wynik testu na koronawirusa. To niezbędne, bo wirus w naszej klinice musiałby się skończyć ewakuacją pacjentów – podkreśla dr Piróg.
Źródło: DoRzeczy.pl
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.