Prosto zygzakiem II Jakież było moje zdumienie, gdy przeczytałem, że z powodu cięcia zatrudnienia związki zawodowe pocztowców grożą Poczcie Polskiej protestem, który „może ją sparaliżować”.
Bo moje doświadczenia z PP dowodzą, że ona od dawna jest sparaliżowana, a czas COVID-19 dobił ją ostatecznie. „Mój” listonosz (to zapewne wina nie tylko jego, lecz także całego „systemu PP”) „potrafi” dostarczyć list polecony nadany w Warszawie po kilku tygodniach – dwóch, trzech, czasami czterech i więcej. A przecież miejscowość, w której mieszkam, jest oddalona od granicy Warszawy zaledwie o kilka kilometrów. Nadto, jakimś trafem, listy zazwyczaj docierają do mnie „stadami”, zawsze wtedy rodząc podejrzenie, że ktoś ich nie dostarcza od razu, gdy przychodzą, lecz dopiero wtedy, gdy uzbiera się ich większa liczba.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.