Łukasz Zboralski: Zaczęliśmy już drugi rok pandemii. Dzieci – z małymi przerwami dla tych najmłodszych w szkołach podstawowych – uczą się głównie, siedząc w domach. Już wiemy – m.in. z danych telefonu zaufania dla dzieci – że dwukrotnie wzrosła liczba tych młodych ludzi, którzy potrzebują pomocy. Z badań Dolnośląskiej Szkoły Wyższej wynika z kolei, że aż 44 proc. nastolatków ma objawy depresji. Czy najmłodsze pokolenie ponosi psychiczny koszt pandemii? I dlaczego tak reagują?
Dr Tomasz Gajderowicz: Najmłodsze pokolenie jest najbardziej narażone ze względu na bezbronność i samotność w zamknięciu, w którym nie zawsze dobrze się dzieje. Jak wiemy, dla prawidłowego rozwoju młodym osobom potrzebne są interakcja z rówieśnikami i więzi społeczne. Przed pandemią szkoła była miejscem, które te funkcje społeczne zaspokajało – była miejscem interakcji oraz miała pewną funkcję kontrolną, bo to nauczyciel mógł w porę zauważyć problemy dzieci. Obecnie te wszystkie problemy zostały zamknięte w domach. W zamknięciu dzieci się emocjonalnie duszą. Te jednostki, które są odpowiedzialne za wzrost odsetka poszukujących pomocy za pomocą np. telefonów zaufania, to wierzchołek góry lodowej. Większości mnożących się problemów w domowych zamknięciach my nie widzimy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.