Jak ocenia Pan wyniki I tury wybór prezydenckich w Rzeszowie?
prof. Henryk Domański: Wyniki są zgodne z oczekiwaniami i wcale mnie nie zaskoczyły. Prawie pokrywają się z wynikami przedwyborczych sondaży. Najważniejszą rzeczą, która się potwierdziła, było rozstrzygnięcie w I turze. Co do konsekwencji, przez szeroko rozumianą opozycję ten wynik postrzegany będzie jako sukces i zapowiedź strategii, którą należy stosować w przyszłych wyborach parlamentarnych. Polega ona na tym, że jedyną skuteczną metodą na pokonanie Prawa i Sprawiedliwości jest zjednoczenie opozycji. Wynik wyborów w Rzeszowie może być potwierdzeniem tej tezy, zarówno dla elektoratu, jak i liderów tych partii. Możliwe jednak, że ten wspólny front opozycji potrwa zaledwie kilka tygodni i znowu zarysuje się rozbieżność interesów pomiędzy poszczególnymi ugrupowaniami.
Czy Pańskim zdaniem wynik Marcina Warchoła można określić jako porażkę?
Nie oceniałbym tego wyniku jako niski. Solidarna Polska na przestrzeni całego kraju ma poparcie w wysokości ok. 2 procent. Wynik pana Warchoła jest wskazówki nie tyle dla Zbigniewa Ziobry, co dla całego obozu Zjednoczonej Prawicy. Tego typu rozproszenie głosów może zadziałać również w jakichkolwiek innych wyborach, osłabiając szanse wyborcze kandydatów.
Premier Morawiecki po ogłoszeniu wyników stwierdził, że lepiej byłoby, gdyby Zjednoczona Prawica miała jednego kandydata. Czy nie za późno na takie wnioski?
Prawo i Sprawiedliwość chciałoby mieć jednego kandydata, ale na to nie zgodziła się Solidarna Polska i na tym polegał cały problem. Myślę, że koalicja rządząca robiła wszystko, żeby mieć wspólnego kandydata, ale to się nie udało, ponieważ Solidarnej Polsce zależało na zaakcentowaniu swojej odmienności. Wynik wskazuje jednak, że nie pomogłaby nawet jednomyślność Zjednoczonej Prawicy. Miałoby to raczej charakter symboliczny, ponieważ doświadczenia ostatnich lat wskazują, że w większych polskich miastach wybierani są kandydaci opozycji.
Jak Pan skomentuje słowa wicepremiera Gowina, który zarzucił Prawu i Sprawiedliwości brak szacunku do koalicjantów, co ma być "utorowaniem drogi do przejęcia władzy przez opozycję"?
Myślę, że to jest dalszy ciąg budowania strategii przez Jarosława Gowina, polegającej na tworzeniu zaplecza w momencie, kiedy opuści on szeregi Zjednoczonej Prawicy. Moim zdaniem jest to nieuniknione. W oczach przyszłych partnerów ma być to atut Gowina polegający na tym, że zgłaszał swój sprzeciw wobec polityki prowadzonej przez partię rządzącą. Nie wiem, do kogo lider Porozumienia chciałby przejść, ale jedynym logicznym rozwiązaniem wydaje się PSL. Podsumowując, jest to kolejny sygnał, że Gowin chciałby wyjść ze Zjednoczonej Prawicy, lecz wciąż szuka dla siebie szansy, jeżeli chodzi o dalszą karierę polityczną.