Nie pierwszy raz gości Jacek Kuroń w polskiej literaturze. Można było dopatrzeć się go u Tadeusza Konwickiego w „Małej Apokalipsie”, gdzie jako wyliniały cyniczny opozycjonista skłaniał bohatera, by dokonał samospalenia przed Komitetem Centralnym Partii. Był u Anny Bojarskiej w „Czego nauczył mnie August”, gdzie na oczach swych wstrząśniętych młodocianych podopiecznych doprowadzał swoją żonę do orgazmu, pieszcząc jej stopy. Tam jakoś pseudonimowany, podlegający literackiej obróbce, zniekształcony, teraz, pod piórem Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk zjawia się w dramacie zatytułowanym po prostu „Kuroń” (z podtytułem „Pasja według świętego Jacka”).
Z wywiadów i wypowiedzi, które wydrukowano przed premierą w reżyserii Pawła Łysaka, trudno było poza tęsknotą za Kuroniem wyłowić, kim niby miałby dzisiaj być bohater KOR. Liderem opozycji, który wyrastałby ponad miałkie i kompromitujące się co krok postaci współczesności czy też przeciwnie: mężem opatrznościowym, który pogodziłby zwaśnioną Polskę, i który – jako „człowiek rozmawiający ze wszystkimi” – uleczyłby nienawiść, zasypał podziały, tchnieniem miłości zaleczył rany.
Małgorzata Sikorska-Miszczuk postanowiła powtórzyć swój gest sprzed pięciu lat, gdy w intrygującej sztuce „Popiełuszko” (też zresztą reżyserowanej wówczas przez Pawła Łysaka) sprowadziła z zaświatów kapelana Solidarności, by sprawdzić, jak czułby się Polak Antypolak wobec patrona naszej wolności, męczennika narodowej sprawy. Sztuka, oskarżana przez niektórych prawicowych widzów o bluźnierstwo, stawiała jednak współczesności bardzo ostre pytania. Przerażająca groteskowa wizja, w której syty reprezentant klasy średniej walczący z awarią ekspresu do kawy, nie tylko podejmuje w mieszkaniu chodzącego od domu do domu pokutującego prymasa Glempa, rozdającego obrazki z ks. Jerzym do powieszenia na lodówce, ale i ładowany jest do bagażnika ubeckiego dużego fiata, kończy się wstrząsającym choć dwuznacznym kazaniem księdza Jerzego do beneficjentów przemian, do publiczności. Teraz autorka, odpowiadając na społeczne zapotrzebowanie, sprowadza nam Jacka Kuronia jako lek na całe zło.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.