Nie o zemstę, lecz o prawdę i sprawiedliwość chodziło
  • Karol GacAutor:Karol Gac

Nie o zemstę, lecz o prawdę i sprawiedliwość chodziło

Dodano: 
Lech Wałęsa, b. prezydent
Lech Wałęsa, b. prezydentŹródło:Wikipedia / Domena publiczna
W całej sprawie Lecha Wałęsy nie chodzi wyłącznie o prawdę, bo ta znana była już od dawna, ale również o elementarną sprawiedliwość po latach. Nie tylko wobec ofiar donosów TW „Bolka”, ale także tych, którzy niestrudzenie – narażając się przy tym na konsekwencje – głosili prawdę o przeszłości byłego prezydenta.

Wtorek, ostatni dzień stycznia 2017 roku. Prezes IPN Jarosław Szarek, wśród tłumu dziennikarzy potwierdza coś, co de facto było już znane od niemal dziesięciu lat. Były prezydent Lech Wałęsa był w latach 70. tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek”. – Nie zamierzamy usuwać Lecha Wałęsy z historii Polski – podkreślał Szarek.

Opinia biegłych, którzy przez rok badali dokumenty znalezione w domu gen. Czesława Kiszczaka nie pozostawiła żadnych wątpliwości. Lech Wałęsa przez kilka lat donosił na kolegów i pobierał za to stosowne wynagrodzenie – dokładnie 11 700 złotych. Były prezydent po raz kolejny zaprzeczył jednak, aby współpracował z bezpieką.

Konferencja Instytutu Pamięci Narodowej w zasadzie oficjalnie zamknęła pewien etap. Oficjalnie, bo od 2008 roku, gdy została wydana książka prof. Sławomira Cenckiewicza i dr. Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa” sprawa agenturalnej przeszłości byłego prezydenta została rozstrzygnięta. Od tego czasu żaden z poważnych historyków (nawet niechętnych prawicy) nie kwestionował ustaleń obu autorów.

Konsekwencje prawdy

Jednak wydanie książki przez IPN zapoczątkowało równocześnie prawdziwą kampanię nienawiści skierowaną nie tylko przeciwko prof. Cenckiewiczowi i dr. Gontarczykowi, ale także przeciwko tym, którzy ponownie zaczęli przypominać o przeszłości Lecha Wałęsa.

Głoszenie prawdy wiązało się z przykrymi konsekwencjami – długotrwałymi i kosztownymi procesami, publicznym ostracyzmem oraz innymi szykanami. Kazimierz Szołoch – legendarny przywódca strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina w Grudniu 1970 – zapłacił za to utratą pracy oraz przedwczesną śmiercią. Szołoch tuż przed śmiercią przebaczył Wałęsie, ale ten nie tylko nie przyjął tego gestu, ale również nazwał go na swoim blogu tchórzem i kłamcą. Nie sposób wymienić wszystkich, ale należy wspomnieć przede wszystkim śp. Annę Walentynowicz, Krzysztofa Wyszkowskiego, czy małżeństwo Gwiazdów. Wszyscy byli niemiłosiernie oczerniani oraz obrażani przez byłego prezydenta i tzw. „salon”.

W 2009 roku ówczesna minister nauki Barbara Kudrycka podjęła decyzję o nadzwyczajnej kontroli na Wydziale Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego – w związku z pracą magisterską Pawła Zyzaka o byłym prezydencie. Miała ona zostać przeprowadzona „w związku z nieprawidłowościami metodologicznymi w procedurze przygotowania, zrecenzowania i obrony pracy”. Zyzak napisał w swojej książce, która powstała na bazie jego pracy magisterskiej m.in., że były prezydent był agentem SB. Za Wałęsą wstawiło się wówczas wielu znanych polityków. Do kontroli ostatecznie nie doszło, ale sprawa wywołała wiele kontrowersji.

Nie można jednak zapomnieć, że donosy TW „Bolka” miały realne konsekwencje. Na liście osób, o których pisał w donosach „Bolek” znaleźli się m.in. Henryk Popielewski, Jan Górski, Henryk Lenarciak, Henryk Jagielski, Józef Szyler, Jan Jasiński, Stanisław Oziembło, Alfons Suszek, Kazimierz Szołoch. Część z nich była rozpracowywana przez SB, część represjonowana. Znacząco przyczyniły się do tego właśnie donosy „Bolka”.

Obrona do samego końca

Po konferencji IPN w pewnych środowiskach przyjęto dość zabawne narracje: „o wszystkim przecież było wiadomo”, „to zemsta polityczna, która ma na celu wymazać Wałęsę z historii”. To właśnie te dwie tezy najczęściej przewijały się w niektórych komentarzach. To prawda, „o wszystkim było wiadomo” od 2008 roku, a nawet wcześniej, ale wiedział o tym tylko ten, kto chciał. Hipokryzja, która aż bije od części osób jest doprawdy zdumiewająca.

Tak samo, jak kolportowane kłamstwo, jakoby ktoś chciał usunąć z historii Lecha Wałęsę, co tak ochoczo powtarzała opozycja. W komentarzach dominował wyważony pogląd, że były prezydent jest postacią wielowymiarową, zaś jego biografię należy rozpatrywać z uwzględnieniem różnych okresów. Nikt nie chciał „wyrzucać na śmietnik historii” Lecha Wałęsy. Wręcz przeciwnie, wielu komentatorów podkreślało jego zasługi dla lat 80. i „Solidarności”. Nie chodzi jednak o zaszczyty, ale o fundamentalną prawdę, która w końcu oficjalnie zatryumfowała po latach. Należała się ona zwłaszcza tym, którzy ją głosili, których dotknęły konsekwencje donosów TW „Bolka” oraz tym, którzy jej nie dożyli.

Lech Wałęsa miał prawdopodobnie ostatnią szansę, aby przyznać się do błędów młodości. Wsłuchując się w wypowiedzi byłych opozycjonistów oraz zwykłych Polaków, można odnieść wrażenie, że zdecydowana większość wybaczyłaby byłemu prezydentowi współpracę z SB. Lech Wałęsa jednak nie powiedział „przepraszam”. Zamiast tego wybrał atak.

Byłego prezydenta osądzi historia, która w dodatku rzadko kiedy jest czarno-biała. Być może wyjdą jeszcze w przyszłości na jaw kolejne fakty związane z Lechem Wałęsą. Cały czas otwartym pozostaje przecież pytanie o wpływ tej współpracy i dokumentów SB na późniejsze życie i działania byłego prezydenta. Najważniejsze jednak jest to, że instytucja państwowa oficjalnie potwierdziła to, co niektórzy głosili od dawna, a często nawet od kilkudziesięciu lat.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także