Zjechały się ruskie onuce. A są jakieś inne?

Zjechały się ruskie onuce. A są jakieś inne?

Dodano: 
Premier Węgier Viktor Orban i przewodnicząca francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen
Premier Węgier Viktor Orban i przewodnicząca francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le PenŹródło:PAP / Marcin Obara
Jerzy Karwelis II DZIENNIK ZARAZY II Wpis nr 632 II Kurcze, przegapiłem. Wystarczy tylko się zanurzyć w weekendzik i człek jest do tyłu. Z Krystyną mieliśmy towarzyską wersję końca tygodnia i zaglądałem częściej w jej oczy niż do fejsika czy twittera.

Teraz kiedy się kończy niedziela i wchodzę do mediów to widzę, że się w Polsce jakiś międzynarodowy sabat faszystów odbył. Pod wodzą i egidą partii rządzącej. Aż mną tąpnęło i zacząłem drążyć temat, choć nie było to trudne, bo właściwie wszystko zalało tym newsem. Co prawda w pisowskich stronach cichutko o tym zjeździe (na złodzieju…), jeśli już to reakcja tłumacząca o co chodzi i że opozycja przesadza w środkach wyrazu. Za to po stronie opozycyjnej pełna mobilizacja, bicie (po raz setny) w dzwony, że to już koniec z tym co PiS wyprawia i że już bardziej nie można źle.

Najpierw fakty – zjechali się do Warszawy przedstawiciele dziewięciu ugrupowań głównie unijnosceptycznych (nie eurosceptycznych, bo to określenie manipulacyjnie utożsamia Europę z organizacją aktualnie socjalizujących urzędników). Myślę, że przekaz jest jednoznaczny – opór przed federalizacyjnymi zapędami Brukseli w imieniu Berlina i naginaniem prawa, by pokarać niesuboordynację w równym marszu w kierunku, który ostatnio (jako beforek eventu) określił Kaczyński jako IV Rzeszę. Ma to być sygnał konsolidacji sił, które – na razie – deklarują chęć poważnej zmiany funkcjonowania Unii, która, ich zdaniem, „wyemancypowała się z rozentuzjazmowanego tłumu” państw członkowskich.

Teraz – co nadawała opozycja. Po pierwsze, że to zjazd proputinowskich ugrupowań. W dodatku miało to świadczyć o proputinowskiej polityce Kaczyńskiego, głównie zakażonego od tego towarzystwa przez transmisję bezobjawową proklemowskiej polityki. Przypatrzmy się tym argumentom, bo są one kolejnym świadectwem upadku polityki polskiej i ograniczania debaty geopolitycznej do kolejnych wyzwisk plemiennych ultrasów wykrzykiwanych na medialnych żyletach. No dobra – czemu tam jest tylu (ilu? Bo kwalifikatorzy mają dowolne kryteria) tych proputinowców? Po pierwsze – np. jak w przypadku Orbana – można prowadzić politykę wielowektorową, co wiąże się z szukaniem interesu w rozgrywaniu na wielu polach swojej racji stanu, a wtedy trzeba się i spotykać, i robić interesy z Putinem. Dla zachodnich przedstawicieli warszawskiego szczytu faszystów, którzy de facto są antyunijni, Putin (sprytnie dla niego) jest możliwym wektorem, który dominację Unii może rozsadzić, lub choćby tylko zrównoważyć (jak twierdzi Le Penowa). Dla nich Putin to narzędzie, ale my to w tym miejscu świata wiemy jak kończą się próby posługiwania się Rosją. Raczej żałośnie.

Czy więc PiS jest proputinowski, jak czytamy od niedawna, a dziś ciągle, w mediach? No, zdecydowanie nie. Raczej to obecna władza odchodzi o uzależnienia od rosyjskich nośników energii. Symbolicznym dla tego dnia jest powrót do polityki Pawlaka, który był twarzą nie tylko przecież peeselowskiego przyspawania nas do rosyjskiego rurociągu do lat trzydziestych XXI wieku. Bo przecież Pawlak nie spadł z nieba, podpisywał i lansował na dłużej takie kontrakty jako wicepremier i członek rządu koalicji PO-PSL. Czyli kto chciał bardziej z Putinem? Po drugie, nie wiem czy Państwo sobie przypominają, że jak PiS uzyskał władzę, a nawet przed tym, to straszono nas z ław i mediów opozycyjnych, że antyrosyjskość Kaczyńskiego wciągnie nas wręcz w wojnę z Rosją. Z którą nota bene poprzednia władza PO zręcznie sobie radziła (na molo w Sopocie) i mieliśmy nawet „naszego człowieka w Moskwie”, czyli Putina. Czyli jak to jest? To Kaczor raz chce wojny z Kremlem, a jednocześnie jest jego kumplem? To jak my oswajaliśmy Putina to była nasza dyplomatyczna zaleta, a teraz jak to ma robić Kaczor to jest zdrada stanu?

A przekaz jest jednolicie debilny, choć z pewnymi wariantami. Wariant lżejszy: „Czy dziennikarze mogliby przestać pieprzyć o jakimś spotkaniu liderów partii konserwatywnych? Żaden konserwatyzm. To spotkali się faszyści, fani ustrojów totalitarnych. Zacznijcie nazywać to po imieniu”. Pojawił się też wątek brunatny, ONET rzecz jasna, czyli fachowy (?) tropiciel faszyzmu: „Brunatna Europa spotyka się w Warszawie, marząc o innej Unii, tylko jakiej?”. Do wątku „brunatności” zaraz wrócimy. Najciekawsze są konotacje (odjazdy?) szersze, oto poseł Budka: „Czy Kaczyński zabrał swoich europejskich przyjaciół na granicę polsko-białoruską, by pokazać prawdziwe oblicze Kremla? Czy omówił aneksję Krymu i groźbę najazdu na Ukrainę? A może powiedział o zamachu z 2010 roku i poprosił o odzyskanie wraku? Najbardziej poruszające są właśnie wątki smoleńskie, to duża i znacząco ohydna porcja przekazów dnia opozycji. Jacek Nizinkiewicz, jeden z moich faworytów antydziennikarstwa: „To niesamowite, jak ci sami politycy obozu władzy, którzy mówili, że Putin zamordował Lecha Kaczyńskiego, do katastrofy smoleńskiej doszło w wyniku zamachu Rosji na polską elitę, teraz oswajają Polaków z Putinem i racjonalizują współpracę z finansowanymi przez niego stronnikami.Myślę, że to bije o dwie długości „zadzwoń do brata” w swej podłości. By takie cuś uzasadnić trzeba dokonać szpagatu logicznego, który można tłumaczć jedynie wpieranym skrajnym cynizmem, że Kaczyński jest w stanie poświęcić pamięć swojego brata, by się zbratać z Putinem (z czego to ostatnie zostało już tak dowiedzione, że staje się niedyskutowalnym dogmatem).

Jest oczywiste, że Putinowi na rękę jest rozbicie Unii, ale ona sama się naprasza, a poza tym jedzie tak po bandzie sama ze sobą, że trzyma ją chyba tylko w kupie straszak Putina. Unia się naprasza, bo skręca w lewo i w dodatku w federalizm. A więc Putin będzie konserwatystą, co się podoba paru prawicowym naiwniaczkom z Zachodu. Ale gdyby Putin miał naprzeciw siebie konserwatywną Unię, to natychmiast stałby się socjalistycznym orędownikiem genderyzmu i lgbtyzmu. Bo Putin gra na każdy podział, pragmatycznie i nieideologicznie. I chce zapełnić (rosnące) terytorium sprzeczności unijnych propozycją kontrującą, w dodatku opartą na zdroworozsądkowych argumentach, porzuconych w ideologii progresywizmu spod różnych sztandarów. Ale nie robi tego z przekonania, tylko uważa, że to się opłaci interesom rosyjskim, a głównym jego interesem jest takie uzależnienie Europy, by ta przyjęła go na stałe do stolika europejskich i światowych decyzji. A to oznacza dla nas zwiększenie wpływów Rosji w naszym regionie.

Z drugiej strony opozycyjny straszak Putina jest złożony w 100% z hipokryzji. Przecież prounijny i pośrednio proniemiecki kurs opozycji oznaczał i akceptację dla Nord Streamów, i zgodę na specjalne relacje Niemcy-Rosja, „miękkie” sankcje za Ukrainę, Gruzję, wreszcie – w osobie przewodniczącego EPP, Donalda Tuska – przymykanie oczu na kariery jego partyjnych kolegów w zarządach putinowskich spółek. To było ok. A teraz Kaczor to putinista.

Putinista i faszysta. No bo, jak widać już z doświadczenia, każdy, kto nie jest lewacki jest faszystą z definicji, i nawet go nie tłumaczy, że o tym nie wie. To automatyzm i kolejny szpagat narracji opozycyjnej. Stąd zjazd faszystów w Warszawie. Na razie skleja się to jedynie opozycyjnym ultrasom, ale jak się popracuje to i hardcory się utwierdzą, i wątpiący znajdą proste rozwiązanie. Faszyści. Chciałem przypomnieć, że to oznacza, że skoro Putina popierają z jego poduszczenia faszyści, to on także jest faszystą. No to w takim razie Rosja jest faszystowska, taka jak Polska pod rządami Kaczyńskiego Brunatnego. Zapraszam więc do Moskwy z taką nowiną i proszę o tym przekonać Merkel, jak będzie chciała kolejny raz zadzwonić do Władimira. Czyli Merkel dealuje z faszystami?

W zasadzie jest to smutna sytuacja, bo okazuje się, że jak ktoś chce zatrzymać Unię w drodze w przepaść, to automatycznie musi okazać się faszystą. A wtedy nikt nie będzie słuchał jego argumentów, bo wiadomo, że są brunatne, zaś każda krytyka osłabia part…, sorry Unię, czyli działa na korzyść wiadomych (tu wpisać kremlowskich) kół. A to oznacza, że żadnej autorefleksji w Unii nie będzie, a więc trzeba jej szukać poza nią? A potem opozycja ma pomstować, że poza nią? Kaczyński chce zewrzeć szeregi i się policzyć, by jednak dać inny impuls rozwojowi Unii. Bo ja uważam, że wyjść z niej nie chce, co jest kolejnym mitem-straszakiem dla ubogich. Jak się dobrze policzy i jak mu będą sprzyjać kolejne wybory, to może być w stanie zawrócić Unię z szaleństwa federalistyczno-obyczajowo-klimatycznego. I ma do tego prawo. Stygmatyzowanie go od putinowców i faszystów niczego w powyższej sprawie nie załatwia. Zabija tylko jakąkolwiek dyskusję, bo o czym gadać z faszystą? Czy w ogóle w tym przekazie ktoś się zająknął o czym gadali i co postanowili (ci faszyści)? Właściwie jedyny głos, który ma do tego odpowiedni dystans to wpisy Jakuba Wiecha, który chce przerwać ten chocholi taniec pt. „kto jest ruską onucą”:

„Kto jest rosyjskim agentem? Co jakiś czas przerabiamy w Polsce tę kwestię, nie tylko nie zbliżając się do odpowiedzi, ale nawet od niej odchodząc. Spójrzmy bowiem na fakty. Czy np. Angelę Merkel można określić mianem „człowieka Putina”? Niemcy pod jej rządami chroniły przecież najważniejsze rosyjskie interesy. Zadbały o to, by Nord Stream 2, potężny projekt geopolityczny dający Rosji puste przedpole do gry w Europie Wschodniej, został ukończony i był wolny od poważniejszych sankcji USA (pomimo tego, co się dzieje na wschodzie Ukrainy).

Co więcej, RFN, choć teoretycznie związana unijnymi sankcjami na Rosję, robiła z nią interesy wspierające rosyjską gospodarkę (vide: Forum Petersburskie). Ale i tak Merkel daleko do jej poprzednika, Schrödera, który jest etatowym pracownikiem rosyjskiej energetyki. A taki Macron? Jego słowa o Europie od Lizbony po Władywostok to zmora polskiej racji stanu, bo oznaczają Rosję scaloną z Zachodem. A Austriacy? Ci to dopiero mają ludzi w rosyjskich spółkach. Były kanclerz Schüssel, była minister Kneissl – to kadry rosyjskiej energetyki.

Sytuacja komplikuje się na krajowym podwórku. Obecna opozycja, tak ochoczo rzucająca w PiS oskarżeniami o prorosyjskość, zdaje się nie pamiętać, jak przystąpiła do plany resetu z Rosją i z zadowoleniem przyjmowała teatralne gesty Putina, które zmazał dopiero rok 2014. Jeszcze nie tak dawno PO straszyła, że PiS u władzy oznacza wojnę z Rosjanami. Teraz PO widzi w PiS-ie popleczników Kremla. I to pomimo tego, co ludzie Kaczyńskiego zrobili np. z energetyką (Baltic Pipe, umowy z USA, plany FSRU, rozbudowa Świnoujścia). Z kolei PiS, z braku laku wchodzi w europejskie sojusze z ludźmi, którzy w Rosji nie widzą zbyt dużego zagrożenia, bo wolą się zająć przebudową UE podług swojej wizji. Wizji, która niekoniecznie musi być zgodna z naszym interesem, ale jest sprzeczna wobec obecnej struktury Unii – i to PiS-owi wystarcza.

Niestety, ostatnie lata pokazały, iż Rosja jest coraz agresywniejsza. Wywołuje wojny, konwencjonalne i hybrydowe. Strzela do cywilnych samolotów. Próbuje zabić opozycjonistów. A teraz będzie miała potężne możliwości dalszej agresji (dzięki Nord Stream 2). Tymczasem w Polsce skupiamy się na wyliczeniach kto jest agentem, a kto nie. I nie dostrzegamy, że ostra antyrosyjskość w Europie (generalnie) kończy się na linii Odry. I to jest coś, co trzeba zmienić – i to zanim Putin znów ruszy strzałki na mapie na Zachód”.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także