W pokoju zostały dziecięce zabawki, ubranka i puste łóżeczka. 17 lutego pracowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Błoniu w asyście policji weszła do domu Klaudii Rajchert w mazowieckim Łaźniewie. Dwójka dzieci – półtoraroczna Nikola i trzymiesięczny Mikołaj – trafiła do rodziny zastępczej. Dzieci zostały zabrane w trybie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie po tym jak do OPS zgłosiła się ich babcia. Nie informowała jednak o przemocy wobec dzieci, ale prosiła o pomoc dla córki, która znalazła się w trudnej sytuacji życiowej. – Poszłam do OPS prosić o asystenta rodziny dla córki. Została sama z dwójką malutkich dzieci, chłopak ją zostawił. Nie radziła sobie z emocjami – mówi Anna Rajchert, babcia dzieci. Dziś żałuje, że zwróciła się do OPS. – Ja się nie spodziewałam czegoś takiego. Szukałam pomocy dla córki, a tymczasem zabrano jej dzieci – mówi wstrząśnięta.
Matka dzieci jest w trudnej sytuacji życiowej. Ma 20 lat. Mieszka w jednym domu z matką, jej nowym partnerem oraz dwójką swojego młodszego rodzeństwa. – Ojciec Nikoli i Mikołaja nie interesuje się dziećmi, nie łoży na nie, nie mam też zasądzonych alimentów. Trudno jest mi poradzić sobie z sytuacją i dlatego w domu często wybuchały kłótnie. Ala ja wyładowywałam swoje emocje na mamie a nie na dzieciach – mówi Klaudii Rajchert. Zapewnia, że przemocy wobec dzieci nigdy nie stosowała. Pokazuje dokumenty od pediatry, do którego chodziła z dziećmi. Lekarz poświadcza, że nie zauważył śladów przemocy. – Zrobię wszystko aby odzyskać dzieci. Są całym moim światem – podkreśla matka.
Ośrodek Pomocy Społecznej w Błoniu nie ma sobie nic do zarzucenia. Dyrektor Anna Fuglewicz odmówiła nam jednak komentarza. Stwierdziła, że już tłumaczyła się urzędnikowi z ministerstwa i wydała stosowne oświadczenie dziennikarce programu „Sprawa dla reportera” Elżbiecie Jaworowicz. Sprawa jest dla niej zamknięta, odsyła nas do postanowienia sądu w Grodzisku Mazowieckim, który na posiedzeniu 18 lutego podjął decyzję o umieszczeniu Nikoli i Mikołaja w rodzinie zastępczej na czas postępowania. W uzasadnieniu sędzia napisała, że w toku prowadzonych czynności „uprawdopodobniono”, że Klaudia Rajchert nie potrafi panować nad emocjami i wobec domowników stosuje „przemoc słowną”. Sędzia zwróciła uwagę, że uderzyła zabawką i zepchnęła z fotela swoją dziewięcioletnią siostrę, w napadzie złości rozchlapała jedzenie w kuchni, a w przeszłości leczyła się psychiatrycznie.
Klaudia Rajchert wyjaśnia, że w czasie interwencji na żądanie OPS została zawieziona do szpitala psychiatrycznego w Tworkach. ‒ Jako dziecko miałam problem z emocjami, leczyłam się. Zgodziłam się na wizytę w szpitalu i leczenia, ale lekarz na izbie przyjęć nie widział potrzeby zatrzymania mnie w szpitalu i podjęcia leczenia – mówi. Jeszcze tego samego dnia wróciła do domu. Pokazuje nam pismo z izby przyjęć. Lekarz pisze w nim, że nie zauważył zaburzeń psychotycznych, a pacjentka ciepło i z miłością wyrażała się na temat dzieci.
Matka w kajdankach
Sprawa o ograniczenie praw rodzicielskich Klaudii Rajchert jest w toku. W pomoc młodej matce włączyła się Fundacja Rzecznik Praw Rodziców, która przyjrzała się przypadkowi po tym jak rodzina zadzwoniła na Telefon Wsparcia Rodziców zagrożonych odebraniem dzieci prowadzony przez fundację. Marzena Kąkała, która zajmuje się sprawą jest zdania, że dzieci zostały zabrane z domu pochopnie. – Została wdrożona procedura z ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, którą stosuje się w razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka w związku z przemocą w rodzinie. W takim przypadku pracownik socjalny wykonujący obowiązki służbowe ma prawo odebrać dziecko z rodziny bez decyzji sądu. Zastosowana procedura doprowadziła do naruszenia dóbr dzieci, poprzez rozrywanie biologicznych więzi rodzinnych w sytuacji, która tak radykalnych działań nie wymagała. Pracownik socjalny zamiast objąć wsparciem matkę z dziećmi wybrała jedną z najdrastyczniejszych form ingerencji w rodzinę, w naszej opinii zupełnie nieuzasadnioną okolicznościami ‒ mówi Marzena Kąkała. Dodaje, że w przypadku dzieci Klaudii Rajchert po wizycie babci w OPS pracownik socjalny przyjechał do domu już z zamiarem zabrania dzieci. ‒ Obecna była nie tylko policja i pogotowie ratunkowe, ale także rodzina zastępcza, do której trafiły dzieci. To działania niezrozumiałe, bo pracownikowi socjalnemu powinno zależeć na tym by pomóc matce, dać jej szansę. Zabranie dziecka z domu, to dla niego ogromna trauma. Młodsze dziecko było jeszcze karmione piersią. Przemoc słowna, o której napisał sąd nie jest wystarczającym powodem, by zabrać dzieci do rodziny zastępczej.
Fundacja Rzecznik Praw Rodziców zwraca też uwagę na dantejskie sceny w domu Rajchertów podczas interwencji OPS. Młoda matka została zakuta w kajdanki, doszło do szarpaniny z policją. ‒ Miałam małego na rękach, a policja założyła mi kajdanki – relacjonuje Klaudia Rajchert. – Zaczęli nawet dusić Klaudię. Krzyczałam do nich, żeby ją zostawili bo zaduszą mi dziecko – mówi z kolei babcia.
Ewelina Gromek-Oćwieja oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji dla Powiatu Warszawskiego Zachodniego tłumaczy, że podczas interwencji matka dzieci „wykazywała zachowania agresywne oraz wyrażała groźby autoagresji”. ‒ Z uwagi na zachowanie kobiety podczas interwencji oraz nie wykonywanie przez nią poleceń wydawanych przez funkcjonariuszy, zostały zastosowane środki przymusu bezpośredniego zgodnie z ustawą z dnia 24 maja 2013 r. o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej, a następnie doprowadzono ją do karetki pogotowia i przetransportowano do szpitala – odpowiedziała „Do Rzeczy” Gromek-Oćwieja.
Marzena Kąkała wyjaśnia, że rodzice różnie zachowują się, kiedy w domu zjawiają się służby chcące odebrać im dzieci. Często reagują bardzo emocjonalnie. ‒ I trudno się im dziwić. Jeśli wcześniej się z nami kontaktują uczulamy ich na to, by podczas interwencji trzymali nerwy na wodzy. Rodzina Rajchertów zgłosiła się do nas już po interwencji OPS – mówi.
Rajchertowie twierdzą, że konieczności zabrania dzieci nie widział nawet lekarz pogotowia, który został wezwany. ‒ Ten lekarz kilkakrotnie przyjmował moje dzieci, gdy były chore. Nie widział powodu, żeby je zabierać. Kiedy odjechał, pracownica OPS skontaktowała się z sądem. Wezwała karetkę powtórnie i podała sądowi lekarza do telefonu. Za drugim razem się podpisał – relacjonuje matka dzieci. Czy lekarz rzeczywiście został zmuszony do podpisania się pod protokołem? Powiatowa Stacja Ratownictwa Medycznego Powiatu Warszawskiego Zachodniego odmówiła nam odpowiedzi na pytanie, zasłaniając się ochroną danych wrażliwych.
Wizyty raz na tydzień
Co dalej z Nikolą i Mikołajem? ‒ W dniu dzisiejszym uczestniczyliśmy w sprawie w trybie zamkniętym o ograniczenie władzy rodzicielskiej Klaudii Rajchert w Sądzie Rodzinnym w Grodzisku Mazowieckim. Sąd postanowił utajnić proces. Kolejne posiedzenie odbędzie się już 20 kwietnia w celu przesłuchania kolejnych świadków w sprawie ‒ mówi Marzena Kąkała.
Od blisko dwóch miesięcy matka widuje się z dziećmi raz w tygodniu. – Godzę się na wszystko, aby tylko dzieci wróciły. Byłam na prywatnej wizycie u psychiatry, zgłosiłam się na warsztaty rodzicielskie w Błoniu, jestem umówiona na rozmowę z psychologiem, już znalazłam pracę, podpisałam umowę zlecenie – wylicza młoda matka.
Dorota Trautman Rzecznik Prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie zaznacza, że postanowienie sądu rejonowego w Grodzisku Mazowieckim, który podjął decyzję o umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej ma charakter tymczasowy, może zostać zmienione w każdym czasie w zależności od okoliczności sprawy i ewentualnych nowych ustaleń czy zgromadzonych nowych dowodów. – Po wydaniu postanowienia z 18 lutego 2017 r. zlecone zostały dalsze czynności mające na celu ustalenie i wyjaśnienie okoliczności istotnych dla ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy – tłumaczy Trautman. – W ramach prowadzonego postępowania sąd opiekuńczy może podejmować działanie ukierunkowane na ingerencję we władzę rodzicielską, ale i działania ukierunkowane na uruchomienie potrzebnego rodzinie wsparcia i pomocy. Wszystko jest uzależnione od indywidualnego przypadku i okoliczności faktycznych danej sprawy. Mogę jedynie wskazać, że z poczynionych dotychczas ustaleń wynika, iż rodzina małoletnich niewątpliwie wymaga wsparcia, zakres którego zostanie ustalony w wyniku toczącego się postępowania.
Marzena Kąkała zwraca uwagę, że wciąż dochodzi do sytuacji, gdzie odebranie dzieci rodzicom wzbudza duże wątpliwości, co do zasadności takiego kroku. W ciągu miesiąca poprzez Telefon Wsparcia Rzecznika Praw Rodziców zgłaszanych jest kilkanaście takich spraw.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.