W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" były wiceminister w resorcie aktywów państwowych Janusz Kowalski ostrzega, że Europie grozi poważny kryzys energetyczny.
Jak tłumaczy polityk, w 1973 roku mieliśmy do czynienia z kryzysem naftowym, a teraz grozi nam kryzys gazowy.
– Europa potrzebuje około 510 mld m3, z czego rynek niemiecki około 90 mld m3. Berlin swego czasu postawił na gaz i bardzo uzależnił się od dostaw rosyjskich. Wystarczy tylko, żeby prezydent Władimir Putin zakręcił kurek, i niemiecka gospodarka znajdzie się w sytuacji krytycznej, a wraz z nią inne gospodarki, w tym polska. Wówczas gazu zabraknie w całej Unii Europejskiej – podkreśla Kowalski.
– Rocznie UE importowała z Rosji około 150 mld m3 gazu. Przesył Nord Streamem 1 jest ograniczony o połowę, z kolei NS 2 jest w zawieszeniu, gazociąg jamalski jest już historią – tłumaczy były wiceminister.
– Z kolei gazociąg „Braterstwo” biegnący przez Ukrainę pracuje obecnie na mniej więcej 10 proc. swoich zdolności, a więc nie gwarantuje bezpieczeństwa Słowakom czy Czechom. Z kolei TurkStream pracuje w 25 proc. Jedynym wyjściem jest powrót do węgla. Gazu z pewnością będzie brakować – dodaje.
Rosja zmniejsza dostawy gazu do Niemiec
Przypomnijmy, że Rosja w połowie czerwca ograniczyła dostawy gazociągiem Nord Stream 1 do około 40 proc. jego przepustowości. Moskwa tłumaczy to opóźnieniem w dostawie sprzętu pozostawionego w Kanadzie w celu konserwacji. Niemcy, które w większości są uzależnione od rosyjskiego gazu, zakwestionowały to wyjaśnienie i stwierdziły, że posunięcie Rosji było motywowane politycznie, aby utrudnić zapełnienie magazynów.
W efekcie zmniejszenia przez Rosję dostaw gazu, niemiecki resort gospodarki zdecydował się na podniesienie stopnia planu awaryjnego dla dostaw surowca do drugiego poziomu.
Ministerstwo kierowane przez Roberta Habecka chce przestawić niemiecką gospodarkę na "tryb alarmowy". Podwyższenie stopnia planu awaryjnego oznacza przywrócenie do działania niektórych elektrowni węglowych oraz zwiększenie intensywności monitoringu rynku.