Używanie wobec ludzi określenia „barany” uchodzi powszechnie za obraźliwe. Jednak nic innego nie przychodzi mi na myśl, kiedy porównuję doniesienia medialne tylko z jednego dnia.
Oto w Turynie fałszywy alarm wywołuje panikę dziesiątków tysięcy kibiców, z drugiej strony kolejny atak w Wielkiej Brytanii obok łez i rytualnych zaklęć nie przynosi żadnej refleksji, żadnego działania. Gorzej! Oto pokazują jakiegoś późnego wnuczka pokolenia dzieci kwiatów, który bredzi, że nienawiść można pokonać miłością, a wszelka ostrzejsza reakcja to jest właśnie to, o co wrogom ludzkości chodzi. Dobry Boże, toż to nawet komunizmowi nie udało się zabić w ludziach instynktu samozachowawczego! I proszę mi nie mówić,
że tak postąpiłby Jezus. Zachód nie wierzy w Jezusa, więc może powoływać się na niego wyłącznie instrumentalnie.
Ciągle żywię nadzieję, że poprawnym politycznie mediom nie udało się zniszczyć natury ludzkiej. Mimo postępów ideologii gender wierzę, że zwykli ludzie zachowali wolę przetrwania, chęć zachowania gatunku i takie uczucia jak duma, godność, ambicja. Że podstawową komórką dla wielu pozostaje rodzina, a wspólnotą naród, nawet gdy brakuje religijnego spoiwa. Obok strachu, paraliżu, ogłupienia tu i ówdzie pojawia się gniew. W Londynie samotny kibic z gołymi rękami rzucił się na uzbrojonych w noże morderców. Oczywiście Europejczycy to nie Amerykanie i choćby chcieli chwycić za broń, nie mają broni. A ograniczenia w jej dostępie mają być jeszcze bardziej rygorystyczne. Może więc nawet jeśli nadejdzie przebudzenie, będzie już za późno. O ile już nie jest.
Zorganizowana mniejszość może odgrywać poważną rolę w wyborach. Lorda Mayora Londynu nie wybrali sami muzułmanie, lecz inni
kolorowi bracia – zapewne w wielkiej części chrześcijanie połączeni resentymentami i chęcią dołożenia białasom. A przecież z każdym rokiem, z każdą falą uchodźców, z każdym rocznikiem produkcji matek wieloródek będzie gorzej. Sułtanat zamiast Zjednoczonego Królestwa, Islamska Republika Galii, Muzułmańska Rzesza Niemiecka. 20 lat temu brzmiało to już jak political fiction. Dzisiaj nie.
A przecież sen trwa, media sączą politycznie poprawny jad. Nikt nie próbuje wyobrażać sobie przyszłości. Nie będą umierać za Manchester, Niceę, Madryt, a jak trzeba, założą burki… A może po prostu wierzą, że zdołają uciec – do Rosji, do Ameryki, do Polski – albo liczą, że jak będzie już naprawdę źle, przyjdzie jakiś rusek i jankes i ich wyzwoli.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.