Ziemkiewicz przypomniał, że coraz częściej dziennikarze są na wojnie i uważają, że widz jest obiektem, który należy zdobyć, „wyprać łeb i przykleić do słusznego obozu”. – Jak nie ma faktów, to też można sobie poradzić i jechać na samej nadinterpretacji. Wielu ludzi pracujących w mediach ma ambicje nie tyle być politykami, co być nadpolitykami. Michnik to był człowiek, który narzucił pewien sposób funkcjonowania mediów. Wyborcza była wielkim kadrowym III RP, a Michnik miał taki syndrom urojeniowy, w którym go podtrzymywano – mówił.
Czytaj też:
Skandaliczny wpis Lisa. "Tytuł hieny roku zobowiązuje"
Publicysta „Do Rzeczy” zwrócił także uwagę, że wszystko to jest kwestia tego, z czego żyją media, ponieważ przestały być niezależne finansowe. Jak tłumaczył, rewolucja internetowa sprawiła, że to nie taki biznes, jak kiedyś, a jeśli ktoś daje pieniądze, to wymaga. – Lis z tą swoją cyniczną mądrością, że widz nie jest taki głupi, bo jest jeszcze głupszy, to w sumie nie jest odosobniony w tym myśleniu – dodał.
Ziemkiewicz nawiązał również do obecnej sytuacji w Unii Europejskiej i relokacji uchodźców. Publicysta zauważył, że przewodniczący Komisji Europejskiej wytyka Polsce, że nie weszłaby do UE, gdyby wówczas postępowałaby tak, jak obecnie. – Zwracam uwagę, że gdyby UE zachowywała się wtedy, jak teraz, to referendum by u nas nie przeszło (…) sprawa relokacji to rozkaz głupi, niewykonalny. Nawet jeśli wszyscy by się podporządkowali, to niczego nie rozwiązuje, a relokowani nie chcą być relokowani – tłumaczył.
Według publicysty „Do Rzeczy” fakt, że KE wszczęła procedurę wobec Polski, Węgier i Czech wynika z faktu, że te kraje nie wykonały polecenia KE, zaś inne „krzyknęły 'tak jest', po czym to zlekceważyły”. – Tu nie chodzi o żadnych imigrantów, tym bardziej o uchodźców, tylko o to, kto rządzi. KE żyje w przekonaniu, że oni są nadrządem europejskim, ale myślę, że to ich ostatnie chwile. W następnych eurowyborach, które są za dwa lata ta orientacja przyniesie wyborczą klęskę – stwierdził.
ZOBACZ zapowiedź najnowszego numeru "Do Rzeczy":