- Walka o twoje dobre imię trwa – przemawiał nad trumną Wojciecha Jaruzelskiego Aleksander Kwasniewski. Patrząc na celebrę pogrzebu, obecność czołowych przedstawicieli establishmentu III RP, transmisje we wszystkich telewizjach, można odnieść wrażenie, że to Kwaśniewski będzie po stronie zwycięstwa.
Jednak kogo obchodzi cześć Jaruzelskiego i pamięć po nim? Patrząc na internetowe portale lewicy – miejsce, gdzie toczy się debata ideowa tego nurtu polityczno-światopoglądowego – ujrzymy zaskakującą rzecz. Młodsze pokolenie lewicy ma Jaruzela kompletnie w nosie. Na „Krytyce Politycznej” cisza, na „Lewicy.pl” jakaś krótka informacja o pogrzebie, na związanej z SLD „Lewicy24” jeden tekst Piotra Gadzinowskiego – czyli osoby, którą trudno uznać za młodą lewicę.
Gniewne filipiki w obronie generała piszą tylko autorzy „Gazety Wyborczej”. Z serca? Mimo wszystko wątpliwe. Z serca broni Jaruzelskiego Adam Michnik, a reszta pracowników medialnej korporacji tylko się do niego dostosowuje. To lizusostwo, a nie poglądy.
Jaruzelski budzi emocje w pokoleniu, które z nim współpracowało i stoczyło boje w uchronieniu go przed odpowiedzialnością. Ale tu też przeważała polityczna kalkulacja niż miłość do postaci. SLD-owscy samorządowcy rządzą w kilku miastach, ale trudno wyobrazić sobie żeby wykrzesali z siebie odwagę i nazwali nazwiskiem Jaruzelskiego ulicę, plac czy skwer. Może ktoś wyjdzie z inicjatywą, ale na szumie się skończy. I Jaruzelski nie będzie miał ulicy, tak jak nie ma – czasem z nim porównywany – margrabia Wielopolski.
Upływ czasu będzie bezlitosny dla pamięci o Jaruzelskim. Emocje pewnie będą słabły, ale trudno sobie wyobrazić, aby historycy zaczęli dobrze o nim pisać. Nie da się. On sam próbował budować swoją legendę. Pisał kolejne książki, gdzie przekonywał, że jest ofiarą niesprawiedliwych ocen i osądów. Ale jednocześnie stając przed prawdziwym sądem ratował się prawnymi trickami. Bronił się, jego prawo. Dziwna to jednak postawa w przypadku człowieka, który twierdził, że jest niesprawiedliwie oceniany. To właśnie takim ludziom zależy na szybkim rozstrzygnięciu sądowym, aby móc oszczercom pomachać prawomocnym wyrokiem w imieniu Rzeczypospolitej. Przewlekanie rozpraw to taktyka tych, którzy boją się wyroku, a nie tych, którzy cierpią w wyniku oszczerstw.
W istocie w Wojciechu Jaruzelskim, jako człowieku, nie było krztyny materii do budowy wizerunku herosa. Był oportunistą, politycznym Zeligiem. Tyle, że inteligentnym, więc szybciej niż inni karierowicze wyczuwał moment zmiany wiatru. W latach 60-tych tępił syjonistów, w latach 90-tych ubolewał, że nie potrafił się przeciwstawić nagonce. Przy czym słowo „przeciwstawić”, którego użył w jednym z późnych wywiadów, też jest kłamstwem. Nie stał bowiem z boku, lecz aktywnie – wraz ze swoim przyjacielem Mieczysławem Moczarem – tępił przejawy „raka kadrowego”. Tym określeniem nazywał obecność w wojsku „towarzyszy pochodzenia żydowskiego”.
Wspomniany Moczar po latach tak scharakteryzował dawnego przyjaciela, swojego świadka ślubnego: „Nieszczery, obłudny i nielojalny w stosunku do swoich przyjaciół z chwilą, gdy stają mu się niewygodni”. Podobne rzeczy mówił Włodzimierz Sokorski, a i Edward Gierek sądził podobnie. Czyli lewica też wie, jaki naprawdę był Jaruzelski.
Zelig jest słabym bohaterem. Można go podpompować państwową celebrą, ale ludzie go nie pokochają. Lizusy z Czerskiej też o nim zapomną. Będą wtedy zajęci kadzeniem komu innemu.