Jerzy Dąbrowski: W lipcu tego roku zmarła pańska mama, Emilie Benes Brzezinski, krewna Edvarda Beneša, prezydenta Czechosłowacji w latach 1935–1938 i 1940–1948. Była znaną artystką-rzeźbiarką. Jak napisała pańska siostra Mika Brzeziński: „Moja mama była kobietą niezależną i nowoczesną”. Jaka była?
Mark Brzezinski: Moja mama była artystką w Waszyngtonie – mieście, które nie jest miastem artystów. Stolica jest bardziej skupiona na rządzie i polityce. Jako artystka mama była więc zdana na samą siebie, miała jednak wsparcie mojego taty, który był dumny z jej pracy. Robiła duże gumowe formy drzew i odlewała je w rzeźby z żywicy. Później drążyła w pniu drzewa ogromne rzeźby o silnym przesłaniu ekologicznym. To, czego się od niej nauczyłem, to siła osobowości, którą artysta musi mieć, aby być samodzielnym, rzucać wyzwanie konwenansom, robić coś, czego inni mogą nie rozumieć – ale zdają sobie sprawę, że to jest piękne. Kiedy dorastałem, w domu Brzezińskich panowała prawdziwa równość. Mój ojciec był ważnym człowiekiem, ale praca mamy była równie ważna. Kiedy my, dzieci, wracaliśmy do domu ze szkoły, a mama w tym czasie wycinała piłą łańcuchową olbrzymie rzeźby z pnia drzewa, nie przeszkadzaliśmy jej, lecz czekaliśmy, aż skończy pracę. Spoglądając wstecz jako osoba dorosła, doceniam wsparcie mojego taty dla niej we wszystkim, co robiła.
Zbigniewa Brzezińskiego nazywano też rusofobem. Wielu amerykańskich polityków nie było w tej sprawie tak zdeterminowanych jak pański ojciec. W książce Andrzeja Lubowskiego „Zbig, który podminował Kreml” przeczytałem, że Zbigniew Brzeziński rywalizował z Henrym Kissingerem, który nie był tak antysowiecki po stronie republikanów. Czy na jego postrzeganie Rosji nie wpłynęły doświadczenia pańskiego dziadka Tadeusza, uczestnika wojny polsko-bolszewickiej, konsula w Charkowie do 1937 r., który w porę wyjechał z tej placówki do Kanady?
Proszę pozwolić, że powiem najpierw słowo o Henrym Kissingerze. Spotkanie z nim, również imigrantem z Europy Środkowej, odgrywającym rolę polityczną w Waszyngtonie, pomogło przekonać mojego ojca, że ze środowiska akademickiego również może wejść na scenę polityczną. Niektórzy mówią, że oni się nie lubili. Nie jest to zgodne z prawdą.
Mam egzemplarz książki Henry̕ego Kissingera na temat Chin, z dedykacją dla mojego ojca: „Zbigowi Brzezińskiemu, który pomimo różnic ze swoim przyjacielem szedł równoległą drogą”. A potem autor dodał w nawiasie: „ Zachowaj to w tajemnicy, Henry Kissinger”. Więc cokolwiek ludzie o nich mówili, obaj byli intelektualnymi bratnimi duszami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.