Holland wyjaśniła, że jej obecność na Krakowskim Przedmieściu wynikała z faktu, że spotkała się z rodziną, która podczas WOŚP wylicytowała z nią kolację. Jak dodała, w pewnym momencie zdecydowała się podejść do policjantów i porozmawiać z nimi. – Mówiłam koncyliacyjnie, że rozumiem ich sytuację, ale że powinni zrozumieć, że to co się tutaj dzieje nie jest ani normalne, ani w porządku. Że ich obecność tutaj jest nadużyciem władzy. Zagradzają przestrzeń publiczną, która powinna być dostępna dla ludzi i nie ma żadnego racjonalnego powodu, poza paranoją władzy, żeby ta przestrzeń była ograniczana (...) Stali jak skała. Tylko jeden zaczął mnie filmować. Normalne ubeckie metody. Jak robiono na demonstracjach w stanie wojennym – mówiła.
Reżyserka stwierdziła też, że miesięcznice smoleńskie są dla niej "polityczną hucpą i zwieraniem szeregów najbardziej sekciarskich elementów popierających PiS", a także "ciągłym jątrzeniem i dzieleniem". – Seansami nienawiści, które pan Kaczyński uprawia najpierw z drabinki, potem z podestu. Tu nie chodzi o uczczenie zmarłych. To pokaz agresji do wszystkich, którzy nie podzielają ich poglądów. Trudno nazwać to wydarzeniem religijnym. Nie mówiąc o tym, że ta cała fikcja na temat zamachów, która cały czas podlewana jest jakimiś pseudofaktami, doprowadziła do tego, że żyjemy w jakimś Matrixie – powiedziała.
Czytaj też:
44 wnioski do sądu po wczorajszych manifestacjach