Zwycięstwo konfederacji
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Zwycięstwo konfederacji

Dodano: 
Prezydent Andrzej Duda i minister Zbigniew Ziobro
Prezydent Andrzej Duda i minister Zbigniew Ziobro Źródło: PAP / Jacek Turczyk
Doprawdy dawno już nie widziałem tak zaskoczonych twarzy komentatorów jak w chwili, gdy dotarła do nich wieść o wynikach najnowszego sondażu preferencji politycznych. Otóż według badania przeprowadzonego przez IPSOS dla portalu OKO.press – zleceniodawca jest ważny, bo wyklucza podejrzenie o stronniczość – 40 proc. wyborców popiera obecnie Prawo i Sprawiedliwość. To najlepszy wynik od wyborów w październiku 2015 r. Jeszcze trochę i rządząca partia zdobędzie większość konstytucyjną. Ten sondażowy sukces jest tym bardziej wart podkreślenia, że w badaniach dramatycznie wypada opozycja. PO popiera 21 proc., a Nowoczesną – 6 proc. respondentów.

Tak, wiem doskonale, że jedno badanie niczego jeszcze oznaczać nie musi. A jednak w tym przypadku warto mu poświęcić więcej uwagi. Związani z opozycją komentatorzy, publicyści, eksperci, podobnie jak sami politycy, byli przekonani, że walka o sądownictwo będzie przełomem. Wreszcie udało nam się doprowadzić do protestów zwyczajnych ludzi – cieszyli się. Prąc do przyjęcia za wszelką cenę ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i o Sądzie Najwyższym, Prawo i Sprawiedliwość samo ukręciło na siebie bicz – wierzyli. Nic dziwnego przeto, że sondaż spadł na nich jak grom z jasnego nieba.

Jak go zatem należy tłumaczyć? Zgłaszając dwa weta, prezydent Andrzej Duda ukradł opozycji cały show. Liderzy Platformy i Nowoczesnej byli absolutnie przekonani, że głosząc postulat „trzy razy weto”, doprowadzą do polaryzacji całego elektoratu. Z jednej strony stanowczy zwolennicy PiS, z drugiej wszyscy pozostali. A ponieważ „wszyscy pozostali” to więcej niż wyborcy PiS, opozycji wreszcie udałoby się pokonać złą passę. Te plany pokrzyżował Andrzej Duda. Po pierwsze, pokazał, że wbrew opowieściom totalnej opozycji obóz prawicowy to szersza konfederacja różnych grup i środowisk. Po drugie, udowodnił, że – znowu wbrew propagandzie – Polską nie rządzą fanaberie i kaprysy Naczelnika z Żoliborza, ale że w zbudowanym przez niego systemie władzy są też bezpieczniki. PiS to nie dobrze naoliwiona machina do realizacji jednostkowej woli, ale konfederacja, w której kiedy jedna grupa idzie za daleko, hamuje ją inna. A to daje poczucie bezpieczeństwa. Różnica zdań w obozie władzy zatem wcale nie musi być dla niej zabójcza.

Pozostaje jedynie pytanie: Jak bardzo może być ona głęboka i w jaki sposób należy prowadzić publicznie spory w obrębie prawicowego obozu? Jeśli miałoby się okazać, że każda różnica zdań jest traktowana jako przejaw zdrady lub spisku, to oczywiście doprowadzi to do osłabienia rządów PiS. Jeśli jednak uda się, jak to jest obecnie, utrzymywać jedność mimo napięcia i nawet publicznych polemik, to kolejne sondaże na pewno nie będą gorsze.

Artykuł został opublikowany w 33/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także