Niedawno „SuperExpress” opublikował sondaż, w którym 62 proc. badanych opowiedziało się przeciwko dalszemu sprawowaniu przez Antoniego Macierewicza funkcji szefa MON. Mocny odpór temu z pewnością całkowicie sfałszowanemu przez antypolskie siły badaniu („SE” jest, niestety, polską własnością, więc nie da się tego zrzucić wprost na Niemców) dało samo ministerstwo. Rzeczniczka tegoż, pani major Anna Pęzioł-Wójtowicz, oznajmiła, że społeczeństwo zdecydowanie popiera działania Macierewicza.
Tezę tę pani major oparła na wynikach badania CBOS. Badanych pytano, czy chcą zwiększenia wydatków na obronę (tak – 75 proc.), czy armia wymaga modernizacji (tak – 87 proc.), czy wojsko powinno być liczniejsze (tak – 66 proc.).
Pewnie zastawiają się Państwo, gdzie tu pytanie o poparcie dla samego Macierewicza. Ano – nie ma. Zatem teza pani major opiera się na swego rodzaju utożsamieniu, podobnym do tego, którego dokonał Ludwik XIV, mówiąc „l’État – c’est moi”. Pan minister mógłby rzec: „l’armée – c’est moi” i wtedy wszystko się zgadza. (No, może niekoniecznie po francusku, bo Francuzi, jak wiadomo, są niedobrzy i nas nie lubią, a poza tym dopiero od nas nauczyli się jeść widelcem.)
Twórcza interpretacja sondażu CBOS bardzo mi się podoba. Władza, która chciałaby ogłosić, że poparcie dla niej sięga niebotycznego wymiaru, mogłaby zamówić sondaż z pytaniem: „Czy chcesz, żeby Polacy byli bogaci, zdrowi i szczęśliwi?”. Gwarantuję minimum 90 proc. odpowiedzi twierdzących. Wtedy władza wychodzi i ogłasza: „Proszę bardzo, jakim poparciem cieszą się nasze działania. Przecież to my do tego właśnie dążymy!”.
Brawo, pani major!
***
Giewu zamknęła możliwość komentowania w swoich serwisach internetowych tym, którzy nie są abonentami gazety. Wydawca tłumaczy, że ma to podnieść jakość komentarzy.
Mechanizm jest bardzo ciekawy. Poza niewielką liczbą ludzi, którzy musieli kupić dostęp do Giewu z powodów zawodowych (wliczam w to psychiatrów, studiujących szczególne przypadki manii prześladowczej), kto jeszcze może być na tyle szalony, żeby płacić za opowieści Tomasza Piątka o skumanym z Ruskimi Macierewiczu, za rojenia Jarosława Kurskiego o już działającej dyktaturze, za majaczenia Anne Applebaum (mój Boże, cóż za upadek) i za codzienną porcję Straszliwych Wiadomości z Kraju Postępującego Kaczyzmu? Tylko ci, którzy tę wizję podzielają. A zatem nareszcie komentarze pod tekstami na portalach Giewu będą trzymać jednolitą, jedynie słuszną linię.
***
Niestety – jest już po terminie rejestracji. Minął 16 sierpnia. A można było wygrać 50 tys. euro! Wystarczyło wziąć udział w ogłoszonym przez Komisję Europejską konkursie na wychwalanie UE. Jak wyjaśnia przedstawicielstwo KE w Polsce: „Laureatami nagrody […] mogą zostać naukowcy, artyści, działacze społeczni oraz inne osoby, które swoimi działaniami pokazują dlaczego warto »zakochać się w Europie«”.
„Dlaczego Europejczycy powinni »zakochać się w Europie« pomimo jego [tak w oryginale] niedoskonałości?” – pyta na swoich stronach Komisja, nie wiadomo dlaczego nadając słowu „Europa” rodzaj męski.
Nagroda ma też stosownego patrona. To zmarły w 1986 r. Altiero Spinelli, włoski komunista, niegdyś członek Komisji Europejskiej i europoseł wybrany z listy Włoskiej Partii Komunistycznej, entuzjasta federalistycznej Europy.
Cóż, może w przyszłym roku? Jak Państwo sądzą, miałbym szansę?
***
A skoro o UE mowa – 13 września Jean-Claude Juncker wygłosi w Parlamencie Europejskim wystąpienie o stanie Unii. Może mało kto o tym wie, ale szef KE co roku w tej właśnie sprawie przemawia w PE, choć trzeba przyznać, że z jakichś tajemniczych powodów te wystąpienia nie cieszą się równie wielkim zainteresowaniem co amerykańskie State of the Union.
Nawet zatem jeśli ktoś nie czeka w napięciu na 13 września, to bądźmy ludźmi i trzymajmy kciuki za pana przewodniczącego Junckera, żeby nie był… hm, jakby to powiedzieć… niedysponowany. Jest na to szansa, bo wystąpienie rozpoczyna się zwykle przed południem. Ale, jak wiadomo, dla chcącego nie ma nic trudnego.
***
W sobotę 2 września kolejne narodowe czytanie – tym razem „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego (na które i ja głosowałem). Lektury były dotąd różne: „Pan Tadeusz”, dzieła Fredry, Trylogia, „Lalka”, „Quo vadis”, ale z nich wszystkich to „Wesele” najbardziej powinno skłaniać do namysłu. To nie jest wesoła, heroiczna opowieść jak Trylogia, ani apologia pozytywizmu jak „Lalka”, ani nawet romantyczne opisanie polskiego charakteru jak „Pan Tadeusz”. To dramat ze wszech miar złośliwy, krytyczny wobec Polaków i naszych wad. Gdybym miał szukać protoplasty mego ulubionego Gombrowicza, to właśnie gdzieś w tych okolicach.
Lubię sobie sięgnąć po „Wesele”. W szczególności po scenę rozmowy Dziennikarza ze Stańczykiem:
Fata pędzą, pędzą Fata –
Wielkość – Nicość – pusty dzwon,
serce strute –
uderzyłeś błazna ton:
moją nutę.
Kłam sercu, nikt nie zrozumie,
hasaj w tłumie!
Masz tu kaduceus, chwyć!
Rządź!
Mąć nim wodę, mąć!
Na Wesele! Na Wesele!
Idź!
Mąć tę narodową kadź,
serce truj, głowę trać!
Na Wesele! Na Wesele!
Staj na czele!!!
I, jak to często bywa z dziełami wybitnymi, tak w przypadku „Wesela” mam niezachwianą pewność, że ludzie może będą je 2 września czytać, może nawet będą słuchać, ale ani nie zrozumieją, co czytają, ani nie usłyszą, czego słuchają.
***
A skoro o lekturach mowa – na wzbudzającej wielkie emocje liście lektur obowiązkowych do szkół ponadgimnazjalnych znalazła się „Droga donikąd” Józefa Mackiewicza. To mnie cieszy jako wielbiciela prozy Mackiewicza, autora jednej z najważniejszych dla twórcy maksym: tylko prawda jest ciekawa. Mackiewicz był jej wierny i dlatego pozostawał człowiekiem niczyim, poza koteriami i obozami.
I tak jest do dzisiaj, co poznać choćby po tym, że spośród jego książek do spisu lektur wybrano być może najbezpieczniejszą. A szkoda.
Dlaczego nie „Nie trzeba głośno mówić”? Może dlatego, że nie pasuje pokazana tam niejednoznaczność postaw wobec śmiertelnego wojennego zagrożenia albo wypunktowana ślepota komendy AK na komunistyczne zagrożenie? A czemu nie „Kontra”, też pokazująca niejednoznaczność postaw, a na koniec cyniczną zdradę Brytyjczyków? Nie wobec Polaków, ale Kozaków, walczących wcześniej po niemieckiej stronie. Czemu wreszcie nie absolutnie fascynująca i wstrząsająca zarazem „Sprawa pułkownika Miasojedowa”, zakończona opisem zbrodniczego, ale chętnie usprawiedliwianego bombardowania Drezna przez Brytyjczyków i Amerykanów w lutym 1945 r.?
Czy Mackiewicz będzie wyborem w którymś z kolejnych narodowych czytań? Bardzo bym chciał. I to jest mój skromny, prywatny apel do pana prezydenta.
Posłuchaj również komentarza Łukasza Warzechy o ostatnich zamachach w Hiszpanii:
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.