Według ustaleń "Super Expressu", pełnomocnicy dziennikarza domagają się ponownego procesu. – Do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynął wniosek od pełnomocnika pozwanego o doręczenie wyroku wraz z wnioskiem o przywrócenie terminu do złożenia sprzeciwu od wyroku. Decyzja nie została jeszcze podjęta – poinformowała w rozmowie z tabloidem Dorota Trautman, rzecznik ds. spraw cywilnych warszawskiego sądu.
Proces za "bulterierkę"
Krystyna Pawłowicz wytoczyła Tomaszowi Lisowi proces w związku z tekstem "Bulterierka prezesa", który w kwietniu 2016 roku opublikował "Newsweek". Szef gazety ani razu nie pojawił się w sądzie. Wyrok wydany zaocznie uprawomocnił się w lipcu. Ostatecznie konta redaktora naczelnego "Newsweeka" zostały zajęte przez komornika. Zgodnie z wyrokiem, dziennikarz miał opublikować przeprosiny w swoim tygodniku, zapłacić 40 tys. zł zadośćuczynienia i prawie 7 tys. zł kosztów sądowych. Ale tego nie zrobił - stąd zajęcia komornicze.
Główny zainteresowany odnosząc się do sprawy przekonywał, że o procesie dowiedział się dopiero po wyroku. Twierdził także, że zawiadomienie zostało wysłane na zły adres. Jak jednak ustalił "Super Express", zawiadomienia zostały wysyłane pod dwa adresy – do siedziby tygodnika "Newsweek", a także do podwarszawskiego Konstancina, gdzie mieści się dom Tomasza i Hanny Lisów. W aktach sprawy widnieje potwierdzenie, że 11 maja, o godzinie 14.19 wezwanie na rozprawę odebrała żona dziennikarza Hanna Lis.
Czytaj też:
Komornik zajął konta naczelnego "Newsweeka". Wszystko przez Hannę Lis?