Polska poinformowała w czwartek, powołując się na względy związane z bezpieczeństwem państwa, że zamknie kluczowe przejście graniczne z Białorusią w Bobrownikach, począwszy od godziny 12:00 w piątek, zaostrzając jeszcze i tak już napięte stosunki między dwoma krajami.
Władze w Mińsku skrytykowały decyzję polskiego rządu już wczoraj, ale w piątkowym oświadczeniu poszły dalej, nazywając posunięcie Warszawy "irracjonalnym i niebezpiecznym".
"Działania polskich władz mogą doprowadzić do załamania po obu stronach granicy" – poinformował białoruski komitet graniczny w komunikacie, który przytacza Reuters.
Nerwowa reakcja Mińska
Tymczasem rzecznik polskiego MSZ ujawnił, że przedstawiciel Polski był w ostatnich godzinach dwukrotnie wzywany do siedziby białoruskiego ministerstwa spraw zagranicznych.
– Wczoraj Marcin Wojciechowski, charge d’affaires był wzywany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Mińsku. Dzisiaj był tam też ponownie – powiedział Łukasze Jasina na briefingu prasowym.
Rzecznik wskazał, że powodem takiego zachowania białoruskich władz jest decyzja szefa MSWiA o zamknięciu przejścia w Bobrownikach. Jasina tłumaczył, jakie są powody tej decyzji.
– Wszyscy wiemy, co robi Białoruś i jakiej agresywnej polityki dopuszcza się wobec naszego państwa w ciągu ostatniego półtora roku. Pomijając już kwestię tego współuczestnictwa, jakie ma miejsce w wypadku wojny na Ukrainie, mieliśmy to, co się stało w środę – symboliczny wyrok wobec bohatera, dziennikarza Andrzeja Poczobuta. Myślę, że ważne polskie względy bezpieczeństwa narodowego nakazują nam tak w tej chwili postępować – powiedział.
Jasina przyznał, że polski charge d’affaires usłyszał w siedzibie białoruskiego MSZ "zupełnie inne zdanie strony białoruskiej o tym, co się dzieje na naszej granicy, o tym, co się działo na naszej granicy, o sprawie Andrzeja Poczobuta".