Początkowo roszczenia dotyczyły Niemiec, później okupacji sowieckiej w czasie i po II wojnie światowej. Podczas zwołanej 1 września konferencji prasowej politycy PiS wprowadzili do dyskusji o reparacjach nowy wątek. Poseł Jan Mosiński przypomniał, że Rosja Sowiecka nie zwróciła Polsce trzydziestu milionów rubli w złocie – sumy, jaka należała się Warszawie na mocy podpisanego w marcu 1921 roku traktatu ryskiego, kończącego wojnę polsko-bolszewicką. Jak wiadomo, prawnym spadkobiercą Rosji Sowieckiej był Związek Sowiecki, a następnie – Rosja.
Jak nietrudno się domyślić, rosyjska opinia publiczna zareagowała na te słowa polskiego posła jednoznacznie negatywnie. Prokremlowscy komentatorzy nie pozostawiają wątpliwości: Polska nie ma żadnych szans, by skutecznie domagać się od Moskwy jakiegokolwiek zadośćuczynienia. „Żadnych reparacji od Rosji Polska nie otrzyma. Polska nie ma żadnych praw do reparacji. Nie powinna w ogóle zaczynać tej rozgrywki, bo z góry wiadomo, że ją przegra” – napisał na Twitterze Aleksiej Puszkow, deputowany do Rady Federacji Rosyjskiej. – „Warszawa już otrzymała zdecydowaną odmowę od Berlina, gdzie temat reparacji już dawno zamknięto. To samo usłyszy ze strony Rosji. Brawura i zupełny brak realizmu” – dodał Puszkow.
Do polskich roszczeń odniósł się także Dmitrij Nowikow, pierwszy zastępca przewodniczącego komisji ds. międzynarodowych Dumy. – Pomysł uzyskania reparacji od Rosji jest nierealny, ponieważ cała ta sprawa jest grubymi nićmi szyta. Polscy politycy powinni pamiętać, że samo istnienie Polski w obecnych granicach jest bezpośrednim rezultatem między innymi konferencji w Jałcie i Poczdamie, podczas których Związek Sowiecki reprezentował interesy Polski. Dlatego Polacy nie powinni wypominać ani 1921, ani 1945 roku – komentował Nowikow w rozmowie z Russia Today. Tego typu, skandalicznie dla polskiego ucha brzmiące, opinie są w Rosji powszechne. Dużym poparciem cieszy się wspierana przez Kreml narracja, zgodnie z którą Armia Czerwona dla Europy Wschodniej była wyzwolicielem, nie zaś okupantem. Zdaniem Nowikowa pretensje Polski w tej sprawie należy traktować jako dość przewrotną próbę umocnienia tożsamości narodowej.
– Nie może być mowy nawet mowy o reparacjach, a to dlatego, że minęło już prawie 100 lat od tamtych wydarzeń – skomentował z kolei Aleksandr Treszczew, prokremlowski adwokat, także w wypowiedzi dla Russia Today. – Jeśli już rozmawiać poważnie na ten temat, odwołując się do postanowień ONZ i prawa międzynarodowego, to prędzej już Rosja ma prawo wystawić rachunki na o wiele większe sumy, ponieważ w czasie II wojny światowej to my uratowaliśmy Polskę, zainwestowaliśmy w nią ogromne środki finansowe – twierdzi Treszczew. Prawnik sugeruje, że Moskwa może skuteczniej domagać się zadośćuczynienia od Warszawy niż na odwrót, a to ze względu na mniejszy niż w przypadku naszych pretensji upływ czasu – po prostu „wyzwolenie” Polski nastąpiło później niż traktat ryski, więc sprawa jeszcze – jego zdaniem – nie uległa przedawnieniu. Według Treszczewa polscy politycy, którzy podnoszą temat reparacji, próbują w ten sposób budować swoją popularność. „Polscy politycy z partii Prawo i Sprawiedliwość, którzy powinni lepiej niż inni rozumieć, czym jest prawo, po prostu próbują zwrócić na siebie uwagę, kolejny raz atakując Rosję” – stwierdził rosyjski adwokat. – „Jednak często bywa tak, że tacy głupcy kąsają rękę, która ich karmi. Dlatego nic z ich planów nie wyjdzie. Takiej możliwości nie przewidują żadne międzynarodowe akty prawne”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.