"Nasze aktywistki weszły do Biura Prawa i Sprawiedliwości. W pokojowy sposób domagają się rozmowy z Mateuszem Morawieckim, który do dziś nie odpowiedział na skierowany do niego list otwarty, dotyczący oddania energetyki w ręce obywateli" – czytamy na profilu Ruchu w mediach społecznościowych.
Aktywiści przykleili się do ścian i przykuli do kaloryferów w biurze PiS.
Presja na władzy
Anna Niedziałkowska z działu prasowego organizacji podkreśla w rozmowie z Interią, że aktywiści domagają się rozmów z premierem od dwóch tygodni.
– Okupacja siedziby była kolejnym krokiem, żeby zaadresować postulaty i wywołać pewną presję na przedstawicielach władzy - podkreśla. Jak dodała, dzisiejsze wydarzenia to "wyjście do mediów z naszymi oczekiwaniami".
Jak przekonuje, energia to "dobro wspólne". – Jestem tu, żeby sprzeciwiać się niesprawiedliwości. Prezesi spółek i politycy bogacą się naszym kosztem – tłumaczy.
Ostatecznie, jak przekazała Niedziałkowska, żaden z polityków nie podjął rozmowy z protestującymi aktywistami. Ruch liczy około 30 osób, jednak do siedziby PiS weszło ostatecznie jedynie 10 osób. Aktywiści tłumaczyli ten fakt małą powierzchnią biura.
Reszta miała znajdować się przed budynkiem, gdzie "dokumentowała" wydarzenie.
Interwencja policji
Cały protest na Nowogrodzkiej trwał okoły godziny. Po tym czasie interweniowała policja, która przewiozła działaczy Ruchu Solidarności Klimatycznej do komisariatu przy ul. Opaczewskiej.
Na sobotę aktywiści zaplanowali specjalny marsz, który ruszy spod Kancelarii Premiera.
"Postulatami protestujących jest demokratyzacja zarządzania spółkami energetycznymi skarbu państwa oraz utworzenia spółdzielni energetycznych w każdej polskiej gminie" - przekonują członkowie organizacji na swojej stronie.
Czytaj też:
Wyrok TSUE ws. Polski. "Grozi paraliżem gospodarki"Czytaj też:
Radykalne plany ekologów w Warszawie. Jest ruch PiS i Solidarnej Polski