Donald Tusk podąża drogą, którą widzieliśmy już w III RP. W procesach zjednoczeniowych nie chodziło o szczere zamiary połączenia sił dla realizacji wspólnego celu, tylko o przekonanie elektoratu, że my zrobiliśmy wszystko dla zjednoczenia, a nie wyszło przez tamtych.
Procesy jednoczenia się partii, adresujących swą ofertę do jednego segmentu wyborców, mają już w III RP swoją historię. Najsławniejsze były oczywiście jednoczenie się centroprawicy w połowie lat 90. i sławetny Konwent św. Katarzyny, który na długie lata stał się symbolem politycznej niemocy, krótkowzroczności i skłócenia. Jeszcze wcześniej, u samego zarania nowego państwa, jednoczył się ruch ludowy – z bodaj pięciu PSL-i rychło pozostał jeden, ten postkomunistyczny, przykleiwszy sobie tylko na krótko dla pozorów „postsolidarnościowego” prezesa. W podobny sposób zjednoczyła się lewica – postkomunistyczne SLD zmiotło ze sceny politycznej wszystkie PPS-y i inne „lewicowe alternatywy”, a stosunkowo najsilniejszą z formacji lewicy „postsolidarnościowej”, Unię Pracy, wchłonęło w sposób podobny, jak PO Nowoczesną. We wszystkich tych trzech wypadkach wszelkie działania zjednoczeniowe były czystą pozoracją i teatrem osłaniającym walkę o hegemonię jednej partii i zniszczenie bądź całkowite zdominowanie konkurencji. Za każdym razem też tym, co decydowało o ostatecznym wyniku, była przewaga materialna. PSL Pawlaka i Jagielińskiego oraz SdRP zawdzięczały ją majątkom dawnym ZSL i PZPR, pozostawionym im na mocy umowy w Magdalence. W wypadku centroprawicy o ostatecznym zwycięstwie Kaczyńskiego zadecydowało umiejętne zagospodarowanie łupu, który otrzymało Porozumienie Centrum z podziału PRL-owskiego RSW, czyli stworzone w porę Fundacja Prasowa Solidarności i spółka Srebrna.
Utarte koleiny
Donald Tusk, szantażując dziś mniejsze partie anty-PiS „historyczną koniecznością” przedwyborczego „zjednoczenia obozu demokratycznego”, czyli podporządkowania mu się w ramach jednej listy opozycji, idzie więc utartymi koleinami. Jest oczywiste, że podobnie jak w poprzednich wypadkach deklaracje, które składa, mają się nijak do jego rzeczywistych celów.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.