Maleńczuk w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" stwierdził, że życie jest wstrętne, a on nie płacze i nie jestem szczęśliwy, bo uważa, że szukanie szczęścia jest dla dziewczyn. Artysta wyznaje także, że dobrze czuje się w patologii i nich nikogo nie zwiodą jego garnitury. – Artyści często nie dorastają do swych dzieł. Zresztą ja nie mam takiego syfona, aż tak rozdętego ego, żeby wykonywać tylko i wyłącznie własne piosenki. A są tacy – wyznaje.
W wywiadzie nie zabrakło także wątków politycznych. Muzyk odniósł się do grudniowych protestów przed Sejmem. – Ja w ogóle myślałem rok temu, że już się zaczęło! Później się okazało, że to taki trochę kapiszon, papierowy przewrót. To, co się tam stało w grudniu w polskim parlamencie – byłem przekonany, że to już, że trzeba nap...ać! – stwierdził. Maleńczuk przyznał, że wtedy pobiegł i na Wawel i na Rynek Główny w Krakowie i narobił sobie kłopotów. – Trochę z innej mańki, bo się przypieprzyłem do pikiety pro-life. Mam teraz sprawę w sądzie – dodał.