Tzw. afera wizowa wybuchła w sierpniu. W jej efekcie Piotr Wawrzyk nie tylko stracił stanowisko wiceministra spraw zagranicznych, ale także został skreślony z list PiS na wybory parlamentarne. Media donosiły, że trafił do szpitala. Teraz sam opowiedział, co działo się u niego w tym czasie.
W podcaście Radia Zet Piotr Wawrzyk wspominał to, jak został odwołany z MSZ. – Zostałem odwołany w ten sposób, że kiedy już tu byłem w domu, nie w biurze, dano mi sygnał, że czekają panowie z Centralnego Biura Antykorupcyjnego i tak jak panom powiedziałem na samym początku, kiedy przyszedłem do Biura, przedstawili dokument prokuratorski o tym, że muszą wziąć ode mnie telefon – mówił. – Ja oczywiście bez żadnych wątpliwości ten telefon natychmiast przekazałem. Powiem więcej, wiedząc, że oni są w biurze, mając możliwość, mógłbym zmanipulować cokolwiek w telefonie, ale mi nawet to przez głowę, przez myśl nie przeszło – podkreślił.
Następnie Wawrzyk poprosił ministra Raua o rozmowę. – W efekcie w trakcie tej rozmowy pani minister właśnie mi powiedział, że zapadła decyzja o tym, że muszę być odwołany w związku z tą sytuacją i wykreślony z listy. Poszedłem się spakować i po jakiejś godzinie czy dwóch, nie pamiętam dokładnie w tej chwili, przyszło pismo z kancelarii premiera z podpisem pana premiera odwołującym mnie z funkcji – relacjonuje były wiceminister.
"To nie było załamanie"
Były wiceszef MSZ zdecydowanie zaprzecza, że zamieszany w sprawę afery wizowej bliski współpracownik Edgar K. był jego partnerem. – Jedyne, co mogę powiedzieć formalnie, faktycznie, to po prostu jestem wyłącznie hetero – podkreślił.
Piotr Wawrzyk odniósł się także do nocy z 14 na 15 września, gdy trafił do szpitala. – To nie było załamanie, tak jak niektóre media mówiły, to była po prostu próba samobójcza – powiedział w podcaście "Podejrzani Politycy Extra".
Czytaj też:
Tajna broń PiS? "Morawiecki i Sasin połączą siły"Czytaj też:
11 listopada. Tusk cytuje gen. Andersa i mówi, że "naród jest świętością"