Sporo pisałem już o Ukrainie, dużo pisali o niej inni na łamach „Do Rzeczy”. Mogliśmy przeczytać, że realizm polityczny zakazuje potępiania rosyjskiej agresji, że sąsiad też brzydki, że rachuby polityczne... Polemizowałem z tymi argumentami, ale dziś zająć chciałbym się sprawą podstawową, która w debacie o Ukrainie zdaje się schodzić na plan dalszy. Chodzi o kwestię moralną.
Żyjemy w czasach, w których odnoszenie polityki do moralności budzi nie tylko niechęć, ale wręcz pogardę. Nazywane jest moralizatorstwem, a także oskarżane o niebezpieczny potencjał totalitarny, który ma jakoby kryć się w akcentowaniu etycznego wymiaru polityki. W rzeczywistości oskarżenia te wyrastają z błędnej interpretacji totalitaryzmu, która pomija nihilistyczny fundament tworzących go ideologii. Tak komunizm, jak i nazizm odrzucają tradycyjną „mieszczańską” etykę i uznają, że dobre jest to, co służy rewolucji.
Wyobrażenie, że polityka bezpośrednio realizowała będzie porządek moralny, jest skrajnie naiwne. Co najmniej równie naiwne jest jednak obowiązujące dziś przeświadczenie, że jej jedynym celem jest administrowanie rzeczami, ciepła woda w kranie, aquaparki i autostrady. W takim ujęciu dość prędko sami stajemy się rzeczami zarządzanymi przez cwanych specjalistów. Wprawdzie usiłują nas oni przekonać, że polityka to nie nasza sprawa, ale nawet jeśli przestaniemy się nią zajmować, to możemy mieć pewność, że ona będzie nadal zajmować się nami. Sprawa dotyczy także stosunków międzynarodowych. Nie żyjemy na izolowanej wyspie i wprawdzie w polityce zagranicznej jeszcze trudniej odwoływać się do norm moralnych, ale nie znaczy to, że mamy o nich zupełnie zapomnieć. I to nie tylko dlatego, że w dłuższym okresie obróci się to przeciw nam.
Czy powinniśmy zamykać oczy na to, że tuż za naszą granicą potężny agresor napadł na naszego sąsiada i terrorem usiłuje go sobie podporządkować? Czy możemy nie interesować się tym, że wojska rosyjskie i ich najemnicy zabili już, na pewno, ponad 10 tys. Ukraińców i przygotowują się do eskalacji?
Działanie w tej sprawie musi być dostosowane do naszych możliwości, które nie są małe. Bez przerwy słyszymy o perspektywach, jakie otwierają instytucje, do których przynależymy: UE i NATO. Spróbujmy je wykorzystać. Niezależnie jednak od tego najważniejszego wymiaru polityki powinniśmy organizować najszerszą pomoc społeczną dla walczącego o swoją niepodległość państwa i cierpiącej ludności.
Gdyż, zanim zaczniemy rachować i wyliczać, co jest bardziej skuteczne i opłacalne, zastanówmy, co dzieje się obok, u naszych sąsiadów. W przypadku nieszczęścia, które ich spotyka, elementarny odruch każe zawiesić swoje dawne, choćby najbardziej uzasadnione urazy. Kim będziemy, jeśli zamkniemy oczy na tragedię, która dzieje się obok nas?