Byli polscy prezydenci na oku rosyjskich służb. Zaczęło się od "żartu" pranksterów

Byli polscy prezydenci na oku rosyjskich służb. Zaczęło się od "żartu" pranksterów

Dodano: 
Lech Wałęsa, Bronisław Komorowski i Aleksander Kwaśniewski
Lech Wałęsa, Bronisław Komorowski i Aleksander Kwaśniewski Źródło: PAP / Jacek Turczyk
Bronisław Komorowski Aleksander Kwaśniewski mieli być bohaterami nagrań rosyjskich pranksterów. W tle sprawy pojawił się jednak wątek rosyjskich służb.

Pranksterzy opublikowali nagrania, na których rzekomo mieli pojawić się polscy politycy. Rosjanie udawali Petra Poroszenkę i poruszali kwestie związane z bezpieczeństwem. Okazuje się jednak, że sprawa może być znacznie poważniejsza i nie chodzi tu wyłącznie o żart.

Wątek rosyjskich służb

W rozmowie z Interią Bronisław Komorowski zapewnia, że nie rozmawiał z żadnymi Rosjanami podającymi się za Poroszenkę.

– Otóż nikt w imieniu prezydenta Poroszenki nigdy ze mną nie rozmawiał, poza czasami prezydenckimi. Od czasu do czasu rozmawiam z prezydentem Poroszenką bezpośrednio i taka rozmowa miała miejsce 14 lutego. Była prowadzona na Zoomie i przypuszczam, że najprawdopodobniej służby rosyjskie przechwyciły tę rozmowę i zrobiły z niej użytek propagandowy – ocenia.

Rosjanie, którzy oficjalnie odpowiadają za żarto posługują się pseudonimami"Wowan" i "Lexus". W rzeczywistości nazywają się jednak Władimir Kuzniecow i Aleksiej Stolarow.

To oni w 2022 roku zadzwonili do prezydenta Andrzeja Dudy podając się za Emmanuela Macrona.

Rosyjscy szpiedzy "wyszli z aresztu i zniknęli"

Dwa dni temu z kolei media informowały o działalności rosyjskich szpiegów w Polsce. W grudniu ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Lublinie skazał 14 z 16 oskarżonych cudzoziemców za udział w przygotowywaniu akcji dywersyjnych i sabotażowych na terytorium Polski. Grupa kierowana zdalnie przez "Andrieja", najprawdopodobniej funkcjonariusza rosyjskiej FSB, obserwowała lotniska, planowała wysadzenia pociągów, a nawet zabójstwa.

13 Ukraińców, dwoje Białorusinów i Rosjanin przyznali się do winy i dobrowolnie poddali się karze. Już podczas procesu dwie osoby wycofały się z porozumienia z prokuraturą.

Ogłaszając wyroki od ponad roku do półtora roku pozbawienia wolności trzem oskarżonym, sąd uchylił wobec nich tymczasowy areszt. Według informacji dziennika "Rzeczpospolita", Artur M., Yaroslav B. i Maryia M. do dziś nie trafili do więzienia. "Wyszli z aresztu i zniknęli. Nie wiadomo, gdzie przebywają" – czytamy.

Czytaj też:
"Tobie nikt już nie pomoże". Szmydt grozi polskiemu dziennikarzowi
Czytaj też:
Nowy trop w sprawie ucieczki Szmydta. "Czekał 24 godziny na granicy"

Źródło: Interia.pl
Czytaj także