Głośne walenie do drzwi odnośnie „Halt!”, legitymacja bynajmniej nie z polskim orłem, lecz z pieczęcią Bundespolizei lub Bundesgrenz schutz (Straż Graniczna), rewizja, przesłuchanie... Nie, to nie sen szalonego prawicowego miłośnika teorii spiskowych zafiksowanego z powodu sprzeciwu wobec Unii Europejskiej. Taka sytuacja już za kilka tygodni stanie się realna na ziemiach polskich graniczących z Republiką Federalną Niemiec. Wszystko za sprawą „Umowy między rządem Rzeczypospolitej Polskiej a rządem Republiki Federalnej Niemiec o współpracy służb policyjnych, granicznych i celnych”. Wielostronicowe porozumienie w maju 2015 r. podpisali ówczesny szef polskiego MSW Bartłomiej Sienkiewicz (PO) i jego niemiecki odpowiednik Thomas de Maizière.
Treść polskoniemieckiej umowy, niemal zupełnie przemilczana przez polskie media, wzbudziła spore kontrowersje po niemieckiej stronie granicy, a Bundestag ratyfikował ją dopiero w styczniu (przeciw ratyfikacji głosowali niemiecka lewica i Zieloni). W Polsce cała procedura zakończyła się dopiero kilka tygodni temu, na półmetku prezydenckiej kampanii wyborczej. (…)