Niektórych zdziwił fakt, że tuż przed inauguracją wielu z zapowiedzianych zagranicznych gości zrezygnowało z przyjazdu do Waszyngtonu. Wyjaśniamy: nie ma to nic wspólnego z kwestiami drażliwymi, za to wiele z kwestiami technicznymi. Okazało się bowiem, że nawet ten czy inny importowany prezydent albo premier nie miał gwarantowanego miejsca na głównych uroczystościach, lecz najwyżej na imprezach towarzyszących.
Powyższa sytuacja sprawiła, że do Dobrego Donalda z Waszyngtonu nie wybierali się już ani Viktor Orbán, ani Andrzej Sebastian Duda, ani nawet Patryk Jaki. Ale byli i tacy, którzy zacisnęli usta i postanowili wziąć, co Amerykanie dają. Na przykład Dominik Tarczyński albo różne eurodepy z Cypru i Grecji, nie mówiąc już o prawicowym kandydacie na prezydenta Rumunii, George’u Simionie. I my to rozumiemy. Też najbardziej lubimy imprezy towarzyszące.
Inaugurację Dobrego Donalda z Waszyngtonu zbojkotowała była pierwsza dama, czyli Michelle Obama. Jak mówią osoby z jej otoczenia, uważa to za „akt oporu”. Taki ruch oporu to my rozumiemy! Mamy propozycję dla Silnych Razem i innych ośmiogwiazdkowców – możecie w wyborach dokonać aktu oporu, zostając w domach. Serdecznie zachęcamy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.