Olbrzymie pick-upy przywodzą na myśl amerykańskie szosy (pamiętam, że gdy byłem korespondentem w Waszyngtonie i kupiłem tam mitsubishi Outlandera, na światłach zaczepił mnie pewien Amerykanin, dopytując uprzejmie, co to za model, bo on też szuka jakieś małego auta). Prawdziwy pick-up to bowiem synonim praktyczności, dużej ładowności i świetnego zachowania w trudnym terenie.
Testowane Isuzu D-Max 1.9 AT spełnia wszystkie te warunki (ma 1060 kg ładowności i prześwit wynoszący aż 24 cm). Współczesne pick-upy mocno różnią się jednak od swych odpowiedników sprzed lat. Obecnie, gdy człowiek podniesie wysoko nogę, złapie się za poręcz i wdrapie w końcu do kabiny Isuzu, to nie zobaczy już wcale surowego wnętrza potężnego woła roboczego, lecz kabinę wykończoną niemal tak, jak wykończone są wnętrza przeciętnego SUV-a. Oczywiście dominują twarde plastiki, ale jakość wykończenia jest naprawdę niezła. Na pokładzie znalazły się zaś nawet kolorowy ekran systemu multimedialnego (banalnie prosty w obsłudze) oraz przyciemniane tylne szyby.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.